27-letnia pasażerka Mateusza S., który zabił sześć osób w Kamieniu Pomorskim, zeznała, że w drodze mężczyzna zaczął na nią krzyczeć i nie chciał zatrzymać samochodu. Tłumaczyła, że wsiadła z nim do auta, bo wydawało się jej, że już wytrzeźwiał.
Mateusz S. i Adrianna B. razem spędzali sylwestrową noc. Pokłócili się. Rano ona spakowała walizkę i poprosiła, by odwiózł ją do rodziców.
- On westchnął i powiedział "to ubieraj się" - zeznała dziewczyna.
Proces 27-latka w szczecińskim Sądzie Okręgowym rozpoczął się we wtorek rano. Oskarżony tłumaczył, że wtedy nie czuł się pijany. Mimo, że na imprezie pił wódkę. Wsiedli, po drodze pokłócili się kolejny raz.
- Zaczęłam płakać, on w ogóle nie zwalniał, nie patrzył na inne samochody, jechał. Prosiłam, żeby się zatrzymał, że spowoduje wypadek. Wpadł w jakiś amok. Im bardziej płakałam, tym bardziej przyspieszał - relacjonowała dziewczyna.
Chwilę później stracił panowanie nad samochodem i wjechał w grupę spacerujących ludzi.
- Powiedział, że to już jest koniec i pójdzie siedzieć. Pocałował mnie i zabrali go - kontynuowała dziewczyna.
Sąd przesłuchał dziś także pijanego kierowcę i kilku świadków tragicznego wypadku w Kamieniu Pomorskim.
Sprawca - 27-letni mężczyzna - drżącym głosem kilkukrotnie przepraszał za to, co zrobił. W ręce ściskał różaniec. Jego wyjaśnień słuchała matka jednej z ofiar.
- W tej chwili nic nie możemy powiedzieć. Poczekamy, co będzie dalej. Nie wierzę w tę skruchę - powiedziała matka.
- To prawdziwa skrucha - zapewnia adwokat sprawcy tragedii. Przemysław Kowalewski podkreśla, że jego klient ma szczere chęci i chce choć częściowo naprawić wyrządzone szkody. Jak mówi, Mateusz S. "jest załamany" tym co zrobił i zamierza pomóc rodzinom ofiar. Między innymi przesyłając im pieniądze, które uda mu się zarobić w więzieniu i po wyjściu z niego.
Kolejne rozprawy odbędą się w środę i w czwartek. Wyrok może zapaść jeszcze w tym tygodniu.
Do tragedii doszło w Nowy Rok w Kamieniu Pomorskim. Mateusz S. jechał ulicą Szczecińską. Jego rozpędzone BMW wypadło z drogi i uderzyło w grupę pieszych. Zginęło sześć osób, w tym dziecko. Dwoje innych dzieci zostało rannych i straciło rodziców.
Kierowca miał ponad dwa promile alkoholu we krwi, wcześniej zażywał też amfetaminę i palił marihuanę. Nie założył też okularów korekcyjnych.
- On westchnął i powiedział "to ubieraj się" - zeznała dziewczyna.
Proces 27-latka w szczecińskim Sądzie Okręgowym rozpoczął się we wtorek rano. Oskarżony tłumaczył, że wtedy nie czuł się pijany. Mimo, że na imprezie pił wódkę. Wsiedli, po drodze pokłócili się kolejny raz.
- Zaczęłam płakać, on w ogóle nie zwalniał, nie patrzył na inne samochody, jechał. Prosiłam, żeby się zatrzymał, że spowoduje wypadek. Wpadł w jakiś amok. Im bardziej płakałam, tym bardziej przyspieszał - relacjonowała dziewczyna.
Chwilę później stracił panowanie nad samochodem i wjechał w grupę spacerujących ludzi.
- Powiedział, że to już jest koniec i pójdzie siedzieć. Pocałował mnie i zabrali go - kontynuowała dziewczyna.
Sąd przesłuchał dziś także pijanego kierowcę i kilku świadków tragicznego wypadku w Kamieniu Pomorskim.
Sprawca - 27-letni mężczyzna - drżącym głosem kilkukrotnie przepraszał za to, co zrobił. W ręce ściskał różaniec. Jego wyjaśnień słuchała matka jednej z ofiar.
- W tej chwili nic nie możemy powiedzieć. Poczekamy, co będzie dalej. Nie wierzę w tę skruchę - powiedziała matka.
- To prawdziwa skrucha - zapewnia adwokat sprawcy tragedii. Przemysław Kowalewski podkreśla, że jego klient ma szczere chęci i chce choć częściowo naprawić wyrządzone szkody. Jak mówi, Mateusz S. "jest załamany" tym co zrobił i zamierza pomóc rodzinom ofiar. Między innymi przesyłając im pieniądze, które uda mu się zarobić w więzieniu i po wyjściu z niego.
Kolejne rozprawy odbędą się w środę i w czwartek. Wyrok może zapaść jeszcze w tym tygodniu.
Do tragedii doszło w Nowy Rok w Kamieniu Pomorskim. Mateusz S. jechał ulicą Szczecińską. Jego rozpędzone BMW wypadło z drogi i uderzyło w grupę pieszych. Zginęło sześć osób, w tym dziecko. Dwoje innych dzieci zostało rannych i straciło rodziców.
Kierowca miał ponad dwa promile alkoholu we krwi, wcześniej zażywał też amfetaminę i palił marihuanę. Nie założył też okularów korekcyjnych.
Sprawca - 27-letni mężczyzna - drżącym głosem kilkukrotnie przepraszał za to, co zrobił. W ręce ściskał różaniec. Jego wyjaśnień słuchała matka jednej z ofiar.
Jak mówi, Mateusz S. "jest załamany" tym co zrobił i zamierza pomóc rodzinom ofiar. Między innymi przesyłając im pieniądze, które uda mu się zarobić w więzieniu i po wyjściu z niego.