Budynek restauracji Chałupa przy ulicy Południowej w Szczecinie spłonął doszczętnie. Pożar wybuchł w niedzielę rano.
Zgłoszenie o pożarze strażacy przyjęli około 8.30. Kiedy przyjechali na miejsce, drewniana konstrukcja ze słomianym dachem płonęła jak pochodnia - jedna osoba z poparzeniami dłoni została przewieziona do szpitala. Nic nie wskazuje też na to, że w budynku mógł znajdować się ktoś jeszcze. Z ogniem przez godzinę walczyło osiem zastępów straży pożarnej. Kiedy przyjechały pierwsze wozy cały dach stał już w ogniu.
- Akcja była utrudniona, bo w środku znajdowało się wiele materiałów palnych, sam obiekt był wykonany z materiałów palnych, belek drewnianych krytych strzechą - mówi kapitan Piotr Tuzimek ze szczecińskiej straży pożarnej.
- Wybiegłam to może było pierwsze 10 minut pożaru, ale budynek był już cały zajęty. Pożar rozprzestrzenił się błyskawicznie od dołu, paliło się jak pudełko zapałek. To była ósma rano, a w sobotę od 22 była tu jakaś nieciekawa impreza, bo chciałam dzwonić już po policję - relacjonuje świadek.
- Pracowałam, kolega powiedział, że się pali. Zadzwoniliśmy po straż, przyjechali. Był strach - dodaje młoda kobieta.
W restauracji były też butle z gazem. Strażacy ewakuowali również pracowników stacji benzynowej, która znajduje się niecałe sto metrów od płonącej restauracji.
To nie pierwszy pożar tej restauracji. W 2006 roku niemal całkowicie spłonął pokryty strzechą dach budynku. Część dachu runęła do środka. Zaraz po pojawieniu się ognia wszyscy opuścili lokal i nikt nie ucierpiał. Jak szacował wtedy jeden z właścicieli, straty mogły sięgnąć nawet miliona złotych.
- Kiedy strażacy przyjechali na miejsce budynek płonął jak pochodnia - mówi kapitan Piotr Tuzimek ze szczecińskiej straży pożarnej.