Rodzina marynarza ze Świnoujścia, który zginął na statku "Corina", zaskarży decyzję polskiej prokuratury, która umorzyła śledztwo w tej sprawie. Do tragedii doszło w ubiegłym roku w duńskim porcie. Mirosław D. zatruł się śmiertelnie tlenkiem węgla. Czterech jego kolegów udało się uratować.
- W żegludze powiedziano nam, że tata był w miejscu, gdzie nie powinien być. Ojciec należał do ludzi, którzy byli bardzo przezorni. Miał doświadczenie, na statkach pływał 40 lat. Niejednokrotnie miał do czynienia z peletem. Tym bardziej, że w dniu śmierci dzwonił do mnie i mówił, że nie lubi tego ładunku, czyli znał ładunek - mówi pani Jowita.
Rodzina tragicznie zmarłego marynarza uważa, że ładownie statku były źle wietrzone, brakowało też oznakowania, że jednostka przewozi niebezpieczny ładunek. - Ładownia nie była, według komisji, wystarczająco przewietrzona. Zawinił człowiek, ale na pewno nie mój tata - mówi córka zmarłego marynarza.
Statek "Corina" należy do Żeglugi Gdańskiej. Podczas feralnego rejsu jednostka przewoziła pelety z Rosji do Danii. Prokuratura w Gdańsku umorzyła śledztwo, mimo iż Państwowa Komisja Badania Wypadków Morskich wskazała wiele nieprawidłowości, jakie były na statku.
Rodzina marynarza chce też zawiadomić Ministerstwo Sprawiedliwości o umorzeniu sprawy przez prokuraturę.