Radio SzczecinRadio Szczecin » Region
Reklama
Zobacz
Autopromocja
Zobacz
Reklama
Zobacz

Podwodne zdjęcie promu "Jan Heweliusz". Zdjęcie - J. Samsel
Podwodne zdjęcie promu "Jan Heweliusz". Zdjęcie - J. Samsel
Największa tragedia polskiej żeglugi miała miejsce 24 lata temu. 14 stycznia 1993 na Morzu Bałtyckim u wybrzeży Rugii zatonął prom "Jan Heweliusz". Zginęło 55 osób, w tym 20 marynarzy i 35 pasażerów.
"Jan Heweliusz" należał do szczecińskiego armatora Euroafrica.

Do tragedii doszło na ranem, w czasie rejsu ze Świnoujścia do Ystad. Niemieckie i duńskie służby ratownicze uratowały 9 członków załogi. Nie odnaleziono ciał kilku osób.

Jan Heweliusz był promem kolejowo-samochodowym. W ofercie nie było rejsów pasażerskich. Miejsca noclegowe były przeznaczone jedynie dla załogi i kierowców samochodów ciężarowych.

Od samego początku jednostka miała kłopoty, w sumie zanotowano 28 wypadków, między innymi przechylała się na pełnym morzu i dwa razy przewróciła się w porcie z powodu źle zaprojektowanego systemu balastowego. W 1986 roku na promie wybuchł pożar. Spalony pokład zastał zalany betonem, co było nielegalne i jeszcze pogorszyło stateczność Heweliusza.

Przed tragedią, w porcie w Świnoujściu okazało się, że uszkodzona jest furta rufowa. Zgodnie z decyzją armatora, załoga naprawiła ją we własnym zakresie i jednostka wyszła w morze. By nadrobić opóźnienie, wybrano trasę krótszą, ale dającą mniej osłony od lądu w razie sztormu.

Prom Heweliusz wypływał w warunkach prawie ekstremalnych, ale oczywiście w dozwolonych, bo nie wiała jeszcze "dwunastka" - mówi kapitan żeglugi wielkiej Józef Gawłowicz. - Stalowy kolos przewrócił się i do piątej rano załoga walczyła z ogromnym poświęceniem i w końcu statek zatonął z kapitanem Ułasiewiczem na mostku.

Większość osób znajdujących się na pokładzie przeżyła katastrofę, część z nich zmarła jednak z zimna, bo woda miała temperaturę dwóch stopni Celsjusza.

Przyczyny zatonięcia jednostki badały trzy Izby Morskie: szczecińska, gdyńska i odwoławcza. Po sześciu latach zapadło orzeczenie, w którym zawarto sformułowanie, że Jan Heweliusz nie był zdatny do żeglugi. Odpowiedzialnością obarczono częściowo armatora, Polski Rejestr Statków, administrację morską, a także załogę, w tym kapitana promu, który zginął w katastrofie. Zarzucono mu między innymi wydanie zgody na rejs przy niesprawnej furcie rufowej, nieodpowiedni wybór trasy rejsu, a także zbyt późną decyzję o podejściu bliżej lądu, by osłonić jednostkę przed wiatrem.

Orzeczenie wzbudziło kontrowersje, zwłaszcza że kapitan i oficerowie, którzy zginęli w katastrofie, nie mogli się bronić. Wdowy po marynarzach zaskarżyły je do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. W 2005 roku Trybunał orzekł, że procesy nie były rzetelne. Przyznał też skarżącym odszkodowania.

Wrak Heweliusza wciąż leży na dnie Bałtyku, na głębokości niespełna 30. metrów. Miejsce to jest oznaczone pomarańczowo-czarną pławą świetlną. Co roku marynarze zrzucają tam okolicznościowe wieńce.

W piątek przed pomnikiem upamiętniającym ofiary katastrofy, na Cmentarzu Centralnym, hołd zmarłym złożyli m.in. rodziny i bliscy, przedstawiciele armatora, związków zawodowych, a także przedstawiciele Akademii Morskiej. Odbyła się też msza św. w intencji zaginionych.
W archiwach Polskiego Radia Szczecin zachowały się nagrania z dnia katastrofy.
Relacja Anny Łukaszek.
Relacja Anny Łukaszek.

Najnowsze Szczecin Region Polska i świat Sport Kultura Biznes

12345
12345
Reklama
Zobacz
Autopromocja
Zobacz

radioszczecin.tv

Najnowsze podcasty