Niektórzy ratownicy potrafią przepracować na dodatkowych dyżurach nawet drugi etat. Są też tacy, którzy pracują jeszcze więcej, by związać koniec z końcem - mówił w audycji "Radio Szczecin na Wieczór" Leszek Grabowski, ratownik medyczny ze Szczecina.
W środę ratownicy medyczni z całej Polski rozpoczęli protest. Na jego znak przyszli do pracy w czarnych koszulkach. Domagają się wzrostu płac. Nie satysfakcjonuje ich kwota podwyżek zaproponowanych przez Ministerstwo Zdrowia, czyli 800 złotych, po 400 złotych co roku, już od lipca. Ratownicy chcą takich samych podwyżek jak pielęgniarki, a wiec dwa razy więcej niż proponuje resort.
- To nie jest tak, że tupiemy nogami, bo ktoś dostaje tort - wyjaśniał Dariusz Mądraszewski z Sekcji Krajowej Pogotowia Ratunkowego i Ratownictwa Medycznego NSZZ "Solidarność" i dodawał, że chodzi o to, że niedługo nie będzie miał kto pracować.
- Odchodzą ratownicy z bardzo dużym doświadczeniem, ci najlepsi, do innych zawodów np. straży, policji czy wojska lub wyjeżdżają za granicę. Pensje, które oferują jednostki pogotowia ratunkowego, nie zachęcają młodych ratowników do podjęcia pracy w tym zawodzie, bo on jest ciężki fizycznie i psychicznie oraz jest obarczony dużą odpowiedzialnością - mówił Mądraszewski.
W Zachodniopomorskiem ratownik medyczny po kilku latach pracy zarabia około trzech tysięcy złotych na rękę. To z dodatkowymi dyżurami. W całym województwie pracuje ich około 500. Nie mieli podwyżek od dziewięciu lat.