Błoto mieszało się z krwią - wspominają świadkowie tego wydarzenia. 50 lat temu, o 6:35 na nieistniejącej już ulicy Wyszaka w Szczecinie niedaleko Zamku Książąt Pomorskich przepełniony tramwaj wypadł z szyn.
Pierwszy z trzech wagonów przewrócił się, a drugi zderzył się ze słupem trakcyjnym i złamał. 15 osób zginęło, 142 zostały ranne.
To był tramwaj numer 6. Wówczas najbardziej przeładowana linia w mieście. Doszło do awarii hamulców. Godzinę po katastrofie na miejscu był szczeciński fotograf Włodzimierz Piątek.
- Byłem chwilę po tragedii, kiedy jeszcze były ślady po tragedii w postaci rozrzuconych ławek, kół. Ekipa techniczna chciała podnieść wagon - wspomina Piątek.
Gdy fotografował detale, zauważył rękawiczkę. - Chciałem podnieść tą rękawiczkę, a tam dłoń. Uderzenie takie. Wtedy człowiek uświadomił sobie, że tu się stała straszna tragedia - powiedział Piątek.
Fotografowi utkwiła w pamięci jeszcze jedna z kobiet, która była na miejscu - najprawdopodobniej motornicza. - Po podniesieniu wagonu zdjęła beret i wycierała krew z wagonu, krew z szyby - podkreśla pan Włodzimierz.
Podczas akcji ratowniczej wydarzyła się wtedy jeszcze jedna tragedia. Gdy dźwig pierwszy raz podnosił przewrócony wagon, zerwała się lina, a wagon spadł na rannych z kilkudziesięciu centymetrów.
To była największa katastrofa tramwajowa w Polsce.
To był tramwaj numer 6. Wówczas najbardziej przeładowana linia w mieście. Doszło do awarii hamulców. Godzinę po katastrofie na miejscu był szczeciński fotograf Włodzimierz Piątek.
- Byłem chwilę po tragedii, kiedy jeszcze były ślady po tragedii w postaci rozrzuconych ławek, kół. Ekipa techniczna chciała podnieść wagon - wspomina Piątek.
Gdy fotografował detale, zauważył rękawiczkę. - Chciałem podnieść tą rękawiczkę, a tam dłoń. Uderzenie takie. Wtedy człowiek uświadomił sobie, że tu się stała straszna tragedia - powiedział Piątek.
Fotografowi utkwiła w pamięci jeszcze jedna z kobiet, która była na miejscu - najprawdopodobniej motornicza. - Po podniesieniu wagonu zdjęła beret i wycierała krew z wagonu, krew z szyby - podkreśla pan Włodzimierz.
Podczas akcji ratowniczej wydarzyła się wtedy jeszcze jedna tragedia. Gdy dźwig pierwszy raz podnosił przewrócony wagon, zerwała się lina, a wagon spadł na rannych z kilkudziesięciu centymetrów.
To była największa katastrofa tramwajowa w Polsce.