Jacek Piechota, były minister gospodarski i były szef zachodniopomorskiego SLD, nie jest kłamcą lustracyjnym - tak orzekł w czwartek szczeciński sąd.
Instytut Pamięci Narodowej zarzucił Jackowi Piechocie, że napisał nieprawdę w oświadczeniu lustracyjnym, kiedy ubiegał się o mandat senatora w 2011 roku. Prokurator IPN Jacek Czarnecki powiedział w mowie końcowej, że jest szereg dowodów świadczących o tym, że Piechota został zarejestrowany jako tajny współpracownik o pseudonimie "Robert" i donosił do SB na środowisko szczecińskich harcerzy.
- Do takiego wniosku prowadzi analiza zgromadzonych w postępowaniu dowodów, wśród których wymienić należy odnalezione w zasobach Instytutu Pamięci Narodowej materiały archiwalne w postaci zapisów ewidencyjnych dotyczących rejestracji tajnego współpracownika o tym pseudonimie, zapisy w teczce lokalu kontaktowego oraz raporty dotyczące wypłat z funduszu operacyjnego, a także zeznania byłych funkcjonariuszy oraz osób związanych wówczas ze Związkiem Harcerstwa Polskiego - wymieniał prokurator.
Obrońca Jacka Piechoty, mecenas Marek Mikołajczyk przekonywał, że jego klient wprawdzie kontaktował się z SB, ale wyłącznie ze względów służbowych.
Z kolei sam Piechota dodał, że w licznych kontaktach z funkcjonariuszami bronił niepokornych harcerzy przed Służbą Bezpieczeństwa. - Rzeczywiście byłem wtedy prominentną osobą, ale swoją pozycję wykorzystywałem do tego, żeby bronić moich harcerzy - tłumaczył. - Przykładowo, za to samo w Hufcu Śródmieście instruktor ZHP, pan Gołda, został wyrzucony z harcerstwa, a w moim hufcu Rafał Zommer był broniony przeze mnie przez pięć lat, żeby go nie wyrzucać.
Sąd przychylił się do argumentacji Jacka Piechoty i jego obrońcy. Wyrok w tej sprawie nie jest prawomocny. Prokurator nie wykluczył apelacji po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia do wyroku.