W Szwecji działają obecnie cztery elektrownie jądrowe. Problem w tym, że we wszystkich udziały ma niemiecki kapitał. W największej elektrowni Oskarshamn, 55 procent udziałów należy do niemieckiego koncernu Uniper, który współfinansował budowę Nord Stream 2. W pozostałych szwedzkich elektrowniach jądrowych ten sam koncern posiada mniejszościowe udziały.
Szwedzki rząd liczył na to, że system energetyczny kraju nadal będzie zasilany działającymi do dziś reaktorami. Okazuje się jednak, że niemiecki koncern nie jest tym zainteresowany. Potwierdził to w sierpniu prezes koncernu Uniper - Michael Lewis, który w w Düsseldorfie powiedział, że „koncern zamierza utrzymać te elektrownie, ale nie będzie więcej inwestować w energię jądrową". Firma ma skupić się na gazie i odnawialnych źródłach energii.
Obowiązujące w Szwecji pozwala rozbudowywać wyłącznie już istniejącą infrastrukturę elektrowni atomowych.
Publicystka Ellen Gustafsson na łamach poczytnego szwedzkiego dziennika "Dagens Industri" stwierdziła, że udziały niemieckiego państwowego giganta to „koń trojański" dla polityki energetycznej szwedzkiego rządu.
W referendum 15 października Polacy będą mogli odpowiedzieć na pytanie: "Czy popierasz wyprzedaż majątku państwowego podmiotom zagranicznym?"