W Przelewicach panie wzięły sprawy we własne ręce i gaszą pożary. Powód? Mężczyźni wyjeżdżają do pracy daleko od miejsca zamieszkania i trudno jest skompletować nowe zastępy strażaków.
W OSP w Przelewicach służy kilkanaście pań, które od niedawna biorą udział w normalnych akcjach gaśniczych. Do straży trafiły ze względu na rodzinne tradycje.
- One przychodziły tutaj z rodzicami, gdy miały 5 lat - opowiada jedna z mieszkanek Przelewic.
Dziewczyny przechodziły trudne szkolenia, a pożary gaszą w ciężkich ubraniach, takich samych jak mężczyźni.
- Tutaj są prądownice, rozdzielacz - wskazuje jedna ze strażaczek, Patrycja Biel. - Nie ma problemów z utrzymaniem sprzętu.
Gdy wybucha pożar, często do jego gaszenia wyrusza załoga złożona w większości z pań.
- Jeśli są, to jadą cztery kobiety, a w zespole jest tylko sześć osób - podkreśla Henryk Nawój z OSP w Przelewicach.
Andrzej Łuk, który w straży pracuje od 41 lat przyznaje, że dziewczyny dają sobie radę.
- Pamiętam ich pierwszą akcję. Pojechał kierowca i pięć dziewczyn - wspomina Łuk.
Ochotnicza Straż Pożarna to nie tylko ciągłe szkolenia, ale także miejsce spotkań wielu pokoleń mieszkańców Przelewic.
- One przychodziły tutaj z rodzicami, gdy miały 5 lat - opowiada jedna z mieszkanek Przelewic.
Dziewczyny przechodziły trudne szkolenia, a pożary gaszą w ciężkich ubraniach, takich samych jak mężczyźni.
- Tutaj są prądownice, rozdzielacz - wskazuje jedna ze strażaczek, Patrycja Biel. - Nie ma problemów z utrzymaniem sprzętu.
Gdy wybucha pożar, często do jego gaszenia wyrusza załoga złożona w większości z pań.
- Jeśli są, to jadą cztery kobiety, a w zespole jest tylko sześć osób - podkreśla Henryk Nawój z OSP w Przelewicach.
Andrzej Łuk, który w straży pracuje od 41 lat przyznaje, że dziewczyny dają sobie radę.
- Pamiętam ich pierwszą akcję. Pojechał kierowca i pięć dziewczyn - wspomina Łuk.
Ochotnicza Straż Pożarna to nie tylko ciągłe szkolenia, ale także miejsce spotkań wielu pokoleń mieszkańców Przelewic.