Do sądu administracyjnego w Stralsundzie wpłynął właśnie wniosek o ogłoszenie upadłości stoczni w Stralsundzie i Wolgaście. Tym samym kilkumiesięczne próby utrzymania przedsiębiorstw zakończyły się fiaskiem.
Nowy menadżer spółki P+S, Rüdiger Fuchs, który przed dwoma tygodniami objął stanowisko, poinformował jednak, że sytuacja finansowa stoczni jest dużo bardziej dramatyczna niż zakładano. Nie uda się też ukończyć na czas zamówionych statków.
Rząd Meklemburgii jeszcze w środę ma poinformować, w jaki sposób pomoże blisko dwóm tysiącom stoczniowców, którzy stracili miejsca pracy.
Tymczasem, według Joachima Brudzińskiego niemieckie stocznie nie zakończą działalności. Poseł Prawa i Sprawiedliwości uważa, że w miejsce zakładów w Stralsundzie i Wolgaście powstaną nowe przedsiębiorstwa budowy statków.
- Przy okazji wejścia do Unii Europejskiej krajów tzw. Nowej Unii, rząd niemiecki wynegocjował bardzo atrakcyjne rozwiązania dla terenów byłego NRD i tak lekko sprawy nie odpuści - twierdzi Brudziński. - Za chwilę będziemy świadkami próby ratowania przemysłu w stoczniach, które dziś składają wniosek o upadłość.
Brudziński dodaje jednak, że po ewentualnej upadłości niemieckich zakładów, jak najszybciej swoją działalność powinna wznowić Stocznia Szczecińska.
- Paradoksalnie może nas to cieszyć, ponieważ otwiera się perspektywa na odzyskanie rynku w tej części Europy, czyli dla reaktywowania przemysłu stoczniowego w Szczecinie - przyznał poseł PiS.
W Stoczni Szczecińskiej pracowało blisko 4 tysiące osób.