Szczecińska Lista Przebojów
Radio SzczecinRadio Szczecin » Szczecińska Lista Przebojów » ARCHIWUM » SZYMON NADAJE
BECK
gość specjalny: JONNY GREENWOOD
Grounds of Royal Hospital Kilmainham
Dublin, 17.06.2015


Radiohead with special guest Beck. Taki napis widniał na jednym z pierwszych biletów na koncert, jaki kupiłem po wyjeździe do Dublina. Czerwiec 2006 roku. Zaledwie trzy miesiące po wylądowaniu na "obcej ziemi". Zanim się ogarnąłem i wywęszyłem stronę ticketmastera, minęło kilka ładnych tygodni. Nowe otoczenie, obcy język, pierwsze kroki w nowej pracy, powolne wybijanie się z finansowego dołka... to były wtedy najważniejsze zagadnienia, które zaprzątały mi głowę. I nagle ten koncert w wielkim Marlay Parku! Byłem lekko oszołomiony. Dla mnie - człowieka wyposzczonego brakiem koncertów w Szczecinie, zdobycie nagle bez żadnego problemu (tzn. pożyczania pieniędzy) biletu na taki koncert, wydawało się fatamorganą. Dwójka artystów ze światowej czołówki, których uwielbiam, na jednej scenie. Prawda jest taka, że nie oglądałem ani nie słuchałem tego koncertu - ja go chłonąłem! Jeszcze wtedy nie docierało do mnie, że od tej pory rozpoczyna się moja "koncertowa podróż", która właściwie trwa do dziś. Największe z marzeń weszło niespodziewanie w fazę realizacji.
Beck ze swym zespołem otwierali występ Radiohead. Dali wtedy energiczny koncert, pełen szalonych pomysłów, włącznie z kukiełkowym teatrzykiem i przezabawnym "przedrzeźnianiem" głównej gwiazdy wieczoru (z demolką garderoby Radiogłowych włącznie). Polubiłem wtedy tego faceta jeszcze bardziej. Uwielbiam muzyków, którzy mają coś do powiedzenia, ale nie traktują swojej pracy jedynie jako mega ważnej misji, tylko potrafią na nią spojrzeć z dystansem, potraktować jako zabawę. Dlatego z wielką satysfakcją oglądałem tegoroczny moment wręczenia nagrody Grammy za album roku właśnie Beckowi. Odpowiedni muzyk w odpowiednim miejscu - pomyślałem od razu. Sam nagrodzony wydawał się autentycznie zaskoczony, natomiast niezawodny błazen mediów ostatnich lat, czyli Kanye West wparował na scenę i wyraził swoje niezadowolenie. Na kuriozalny atak ze strony Westa: "Jeśli Beck szanuje artyzm, powinien oddać nagrodę Beyonce!" Beck odpowiedział później rozbrajająco, a zarazem bardzo inteligentnie i z odpowiednim luzem: "Byłem podekscytowany. On jest wspaniały. W ostatnich latach nagrał tyle wspaniałych utworów" :D Ja odnoszę wrażenie, że West pokochał siebie już ciut za mocno. Deklaracje w stylu: "I'm no.1 rock star on the planet" i koszmarne wykonanie "Bohemian Rhapsody" na tegorocznym festiwalu Glastonbury pokazuje, jakie spustoszenie w głowie człowieka powoduje zachłyśnięcie się własnym ego. Nie wiem, czy śmiać się czy płakać. Chyba to drugie, bo obawiam się, że koleś rzeczywiście wierzy w te brednie, które wygłasza ze sceny. To zakrawa na absurd, że raper, który opiera swoją twórczość w dużej mierze na samplach z cudzych utworów (perfekcyjnie wyprodukowana, ale hałaśliwa i krzykliwa płyta "Yeezus" jest nimi suto podlana), ma na tyle tupetu, by zarzucać brak artyzmu muzykowi, który utwory napisał, wyprodukował i nagrał większość instrumentów na płytę samemu.
Opuśćmy już jednak zasłonę milczenia na niesfornego rapera i skierujmy uwagę na Becka, którego twórczość od ponad dwudziestu pięciu lat przebiega dwutorowo. Albo nagrywa albumy zwariowane z mieszanką hip-hopu, rocka i funku w jednym, albo stonowane i spokojne. Nagrodzona płyta nosi tytuł "Morning Phase" i należy do tej drugiej kategorii. Surowe granie w jednostajnym, wolnym tempie z gitarami akustycznymi i smyczkami na pierwszym planie. Nastrojowa, ale nie smucąca. Jak dla mnie album wspaniały, chyba jeszcze piękniejszy od bliźniaczej "Sea Change" z 2002 roku, choć w towarzystwie przebojowych nominowanych, czyli Beyonce, Pharella Williamsa, Sama Smitha i Eda Sheerana rzeczywiście nie wydawał się faworytem do wygranej, a jednak...
Wszyscy wychowani muzycznie na latach 90tych zanucą bez problemu "Soooooy un perdedooooor... I'm a loser baby, so why don't you kill me?". W okolicach 1994 roku trochę dziwaczna mieszanka rocka, hip-hopu i country, czyli piosenka "Loser" wyzierała zewsząd. Przypadkowo stała się przebojem i wywindowała anonimowego chłopaka na listy przebojów. Zapamiętałem, że w tamtym czasie miałem wrażenie, że wykonawca ten zniknie tak szybko jak się pojawił. Gwiazdek jednego przeboju typu Babylon Zoo i jego "Spaceman" mamy tysiące, po prostu czułem, że Beck będzie jedną z nich. Myliłem się. Stało się dokładnie odwrotnie. Muzyk o chłopięcych rysach twarzy kolejnymi płytami udowadniał wszechstronność swego talentu i niespiesznie, z roku na rok, przeobrażał się w wielkiego artystę. Ukoronowaniem tej drogi była, moim zdaniem, bardzo dojrzała płyta "Sea Change". Beck nie spoczął na laurach. Dalej nagrywa i kombinuje jaki nowy odcień nadać kolejnej płycie. Zeszłoroczna "Morning Phase" stawia go już w jednej linii wśród największych w tej branży.
Jednak zadumy, w jaką można wpaść po przesłuchaniu płyty, na koncertach nie doświadczymy zbyt wiele. Bo tam trzy czwarte setlisty skrojona jest do tańca. Tylko raz, w połowie występu, w którym uczestniczyłem pojawił się krótki secik z wolniejszymi kompozycjami. Z nowego albumu zagrali tylko dwa utwory. Przed jednym z nich ("Blue Moon") muzyk spoglądając w stronę pięknie zachodzącego słońca stwierdził, że pomimo częstego deszczu i tak jesteśmy szczęściarzami otoczeni zielenią, bo miejsce, z którego on pochodzi przypomina jedną wielką pustynię, niczym w filmach kowbojskich sprzed pół wieku.
Końcówka występu to już energiczne petardy pod nóżkę na parkiet. "Timebomb", "E-pro" i "Sexx Laws", co za zestaw! Na deser jeden z najlepszych numerów, jakie stworzył, "Where It's At", rozciągnięty do prawie piętnastu minut. W międzyczasie zdążył jeszcze przedstawić wszystkich muzyków przy dźwiękach wplecionych szlagierów takich jak temat przewodni "Gliniarza z Beverly Hills", oraz zabawnie sparodiować taniec Micka Jaggera przy dźwiękach stonesowego "Miss You". Oprócz tego wplótł własną kompozycję "One Foot In The Grave", przygrywając sobie jedynie na harmonijce ustnej. Podobnie jak dziewięć lat temu znów dali energiczny, pełen rockowej mocy koncert! Pan Kanye powinien wybrać się na jeden z takich występów i zamiast wygadywać głupoty, po prostu wyciągnąć odpowiednie wnioski.
W odniesieniu do Dublina to w pewnym sensie można powiedzieć, że historia zatoczyła koło. Dziewięć lat temu w Marlay Park on supportował Radiohead. Tym razem to jego koncert otwierał... Jonny Greenwood Ale pomimo tego, że ów muzyk od wielu lat jest gitarzystą Radiohead, to jego koncert nie miał nic wspólnego z muzyką rockową. Jonny, pomimo, że nie ukończył uczelni dyplomem, jest jedynym klasycznie szkolonym muzykiem swej macierzystej grupy. Od dawna zafascynowany kompozytorami muzyki współczesnej, jednak na pierwszych dwóch albumach jeszcze nie było tego słychać.
Dopiero na przełomowym "Ok Computer" nieśmiało zaczął przemycać elementy "powagi". Słychać inspiracje jazzem np. w zamykającym ten album utworze "The Tourist", a zapierająca dech, chaotyczna końcówka "Climbing Up The Walls" to już jawny ukłon w stronę Krzysztofa Pendereckiego, którego twórczość Jonny Greenwood ukochał sobie szczególnie. Na kolejnej płycie "Kid A" zbuduje na tym patencie już cały utwór ("How To Disappear Completely"), a granice związane z eksperymentowaniem z dźwiękami i gatunkami muzycznymi, zatrą się w twórczości brytyjskiego kwartetu całkowicie. Od roku 2003 muzyk nagrywa ścieżki dźwiękowe z muzyką ilustracyjną do filmów, a ostatnimi latami prezentuje ją także na żywo. Oprócz kompozycji własnych, odświeża utwory Oliviera Messiaen'a czy Steve'a Reich'a, którego słynny "Electric Counterpoint" robi spore wrażenie na żywo, stanowi jakby punkt kulminacyjny występu.
W sumie dobrze, że muzyk pojawia się z takim repertuarem również na festiwalach rockowych (m.in. 3 lipca na naszym Openerze), choć, jak zaobserwowałem, krążąc po całym polu koncertowym, reakcja ludzi była przeróżna. Jedni wydawali się zachwyceni samym faktem, że "to ten facet z Radiohead", inni z zamkniętymi oczami starali się "wczuć" w dźwięki płynące z głośników Niektórzy mieli skonsternowane miny, jakby zaskoczyło ich to, co wyrabia Jonny Greenwood solo. Była też niemała grupa ludzi porozsiewanych z dala od sceny, którzy mieli gdzieś to całe "rzępolenie" i z zapałem wywoływali Becka na scenę.
12
 

Zobacz także

2017-01-24, godz. 22:25 RELACJA Z KONCERTU Szymon Jastrzębski BLUES PILLS Voodoo Lounge, Dublin 04.11.2016 W 2011 roku dwóch Amerykanów, Zack Anderson i Cory Berry, basista i perkusista grupy Radio Moscow, wypatrują gdzieś… » więcej 2016-07-14, godz. 08:18 RELACJA Z KONCERTU Szymon Jastrzębski MAX RICHTER ENSEMBLE From Sleep and The Blue Notebooks National Concert Hall, Dublin 29.05.2016 Tak się złożyło, że dwudziestego dziewiątego maja wielotysięczny… » więcej 2016-05-24, godz. 11:11 RELACJA Z KONCERTU Szymon Jastrzębski JULIA HOLTER The Button Factory, Dublin, 17.02.2016 Pierwszy raz widziałem Julię w 2012 roku na małej scenie festiwalu Forbidden Fruit. Kupiłem całodniowy… » więcej 2016-01-13, godz. 10:13 SZYMON JASTRZĘBSKI Relacja z koncertu U2 INNOCENCE + EXPERIENCE 3Arena, Dublin, Irlandia, 24.11.2015 » więcej 2015-04-21, godz. 10:57 SZYMON JASTRZĘBSKI Relacja z koncertu PETER GABRIEL Back To Front Dublin, 3 Arena 10 grudnia 2014 Czekałem na ten moment od wielu lat. Czekałem na dzień, kiedy będę mógł pierwszy raz w życiu… » więcej 2014-12-15, godz. 01:25 SZYMON JASTRZĘBSKI Relacja z koncertu LYKKE LI Vicar Street, Dublin 16 listopada 2014 Pamiętacie singlowy "Sadness Is A Blessing" z poprzedniej płyty? Dziewczyna wyprzedziła (lub przepowiedziała… » więcej 2014-12-15, godz. 01:17 SZYMON JASTRZĘBSKI Relacja z koncertu MARISSA NADLER The Button Factory, Dublin 6 września 2014 Pierwszym utworem Marissy Nadler, jaki usłyszałem, był "Diamond Heart" z nowego wówczas albumu… » więcej 2014-10-19, godz. 21:13 SZYMON JASTRZĘBSKI Relacja z koncertu KATE BUSH Eventim Apollo, Londyn 12 września 2014 Dziś, kiedy czytam najnowsze artykuły o Kate Bush, mnożą się określenia takie jak: genialna, najważniejsza… » więcej 2014-07-21, godz. 22:24 SZYMON JASTRZĘBSKI Relacja z koncertu CAT POWER The Olympia Theatre, Dublin 16 lipca 2014 Czasami ktoś pyta o najlepszy koncert, jaki widziałem w życiu. Nie mam jednoznacznej odpowiedzi na takie… » więcej 2014-07-08, godz. 11:48 SZYMON JASTRZĘBSKI Relacja z koncertu BOKKA Klub 13 Muz, Szczecin 22 marca 2014 Dobra reklama produktu to podstawa. Im więcej szumu wokół czegoś, tym bardziej to coś (choćby przez chwilkę)… » więcej
12345