Kilka dni temu ogólnopolskie media obiegła informacja, że obecny rząd pracuje nad zmianą przepisów dotyczących funkcjonariuszy Służby Ochrony Kolei.
Mieliby oni przejść pod nadzór Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. W opinii Rządowego Centrum Legislacji, SOK stałaby się w ten sposób formacją policyjną.
Funkcjonariusze otrzymaliby dodatkowe uprawnienia m.in. mogliby zakładać podsłuchy i ścigać przestępców nie tylko na terenach kolejowych, ale także i poza nimi. Ponadto mieliby prawo do przeprowadzania kontroli osobistych, sprawdzania bagaży czy też pobierania odcisków palców i materiału DNA od podejrzanych. Tak szerokie uprawnienia mają być odpowiedzią na ewentualne zagrożenie terrorystyczne i zapewnić większe bezpieczeństwo podróżnym.
Jak się jednak okazuje, na zmianę przepisów sokiści będą musieli poczekać. Na konferencji prasowej szef MSWiA Mariusz Błaszczak poinformował niedawno, że projekt zmian musi zostać odłożony w czasie z powodów finansowych. Nie podał jednak konkretnego terminu, kiedy prace nad nimi mogłyby zostać wznowione. Według szacunków tego resortu wprowadzenie nowych przepisów ma kosztować co najmniej 350 mln złotych rocznie, a takich pieniędzy w budżecie państwa na razie po prostu nie ma.
Funkcjonariusze otrzymaliby dodatkowe uprawnienia m.in. mogliby zakładać podsłuchy i ścigać przestępców nie tylko na terenach kolejowych, ale także i poza nimi. Ponadto mieliby prawo do przeprowadzania kontroli osobistych, sprawdzania bagaży czy też pobierania odcisków palców i materiału DNA od podejrzanych. Tak szerokie uprawnienia mają być odpowiedzią na ewentualne zagrożenie terrorystyczne i zapewnić większe bezpieczeństwo podróżnym.
Jak się jednak okazuje, na zmianę przepisów sokiści będą musieli poczekać. Na konferencji prasowej szef MSWiA Mariusz Błaszczak poinformował niedawno, że projekt zmian musi zostać odłożony w czasie z powodów finansowych. Nie podał jednak konkretnego terminu, kiedy prace nad nimi mogłyby zostać wznowione. Według szacunków tego resortu wprowadzenie nowych przepisów ma kosztować co najmniej 350 mln złotych rocznie, a takich pieniędzy w budżecie państwa na razie po prostu nie ma.