Od początku roku było ponad 800 ataków na niemieckich polityków - wynika z opublikowanych rządowych danych. Najczęściej powodem jest sprzeciw mieszkańców wobec polityki "otwartych drzwi" wobec uchodźców.
Groźby, wyzwiska czy przemoc fizyczna – to coraz częściej codzienność niemieckich polityków, zwłaszcza lokalnych. Od początku roku, niemal 400 razy zaatakowali polityków przedstawiciele skrajnej prawicy, niemal 100 takich ataków to z kolei dzieło osób o skrajnie lewicowych poglądach.
- To nie przypadek – mówią przedstawiciele niemieckiego MSW, bo najczęściej takie ataki to wyraz sprzeciwu wobec przyjmowania uchodźców. Najbardziej zagrożeni są politycy i urzędnicy ze wschodu kraju. Ale zdarzają się i ataki na władze na zachodzie. Na przykład na początku roku zaatakowana nożem została Henriette Reker, burmistrz Kolonii. Sprawca nie ukrywał, że atak miał być karą za przyjmowanie uchodźców.
- To nie przypadek – mówią przedstawiciele niemieckiego MSW, bo najczęściej takie ataki to wyraz sprzeciwu wobec przyjmowania uchodźców. Najbardziej zagrożeni są politycy i urzędnicy ze wschodu kraju. Ale zdarzają się i ataki na władze na zachodzie. Na przykład na początku roku zaatakowana nożem została Henriette Reker, burmistrz Kolonii. Sprawca nie ukrywał, że atak miał być karą za przyjmowanie uchodźców.