Prokuratura Rejonowa Łódź Bałuty wyjaśnia okoliczności śmierci czteroletniej dziewczynki.
Matka zgłosiła się we wtorek po godz. 15 z dzieckiem do Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi. Dziewczynka już nie żyła, a na jej ciele - zwłaszcza na główce i twarzy - stwierdzono rozległe obrażenia. Lekarzom powiedziała, że dziecko spadło z huśtawki, o czym poinformował ją konkubent.
W ocenie lekarza sądowego, zgon mógł nastąpić nawet na kilka godzin przed przywiezieniem dziecka na pogotowie i mógł być konsekwencją stosowania przemocy. Badania potwierdziły przypuszczenia lekarza - dziecko zmarło kilka godzin przed przywiezieniem na pogotowie.
- Lekarze twierdzili, że na pewno co najmniej od godziny. Dziecko nie żyło od dłuższego czasu - od momentu przyniesienia do stacji - przyznaje Edyta Wcisło, rzeczniczka stacji ratownictwa medycznego w Łodzi.
Jeden z pacjentów oczekujących na lekarza widział moment, kiedy kobieta przyszła szukać pomocy.
- Kobieta z dzieckiem na ręku, krzyczała "moje dziecko nie oddycha, pomóżcie mi". Wbiegła do lekarza, gdzie natychmiast pojawili się też kolejni lekarze. Jeden z Lekarzy od razu stwierdził, że dziecko było bite. Twarzy dziecka nie widziałem, ale widziałem, jakby lalkę wnosiła na rękach - mówił pacjent.
Trwa sekcja zwłok czteroletniej dziewczynki. Dopiero po wynikach prokuratura zadecyduje o postawieniu ewentualnych zarzutów matce dziecka i jej 33-letniemu konkubentowi, którzy zostali zatrzymani do dyspozycji prokuratora.
Kobieta ma jeszcze jedno dziecko, ale nie sprawuje nad nim opieki. Jest też w kolejnej ciąży.
W ocenie lekarza sądowego, zgon mógł nastąpić nawet na kilka godzin przed przywiezieniem dziecka na pogotowie i mógł być konsekwencją stosowania przemocy. Badania potwierdziły przypuszczenia lekarza - dziecko zmarło kilka godzin przed przywiezieniem na pogotowie.
- Lekarze twierdzili, że na pewno co najmniej od godziny. Dziecko nie żyło od dłuższego czasu - od momentu przyniesienia do stacji - przyznaje Edyta Wcisło, rzeczniczka stacji ratownictwa medycznego w Łodzi.
Jeden z pacjentów oczekujących na lekarza widział moment, kiedy kobieta przyszła szukać pomocy.
- Kobieta z dzieckiem na ręku, krzyczała "moje dziecko nie oddycha, pomóżcie mi". Wbiegła do lekarza, gdzie natychmiast pojawili się też kolejni lekarze. Jeden z Lekarzy od razu stwierdził, że dziecko było bite. Twarzy dziecka nie widziałem, ale widziałem, jakby lalkę wnosiła na rękach - mówił pacjent.
Trwa sekcja zwłok czteroletniej dziewczynki. Dopiero po wynikach prokuratura zadecyduje o postawieniu ewentualnych zarzutów matce dziecka i jej 33-letniemu konkubentowi, którzy zostali zatrzymani do dyspozycji prokuratora.
Kobieta ma jeszcze jedno dziecko, ale nie sprawuje nad nim opieki. Jest też w kolejnej ciąży.