Radio SzczecinRadio Szczecin » Polska i świat
reklama
Zobacz
autopromocja
Zobacz
reklama
Zobacz
reklama
Zobacz

Fot. Adam Wójcik [Radio Szczecin/Archiwum]
Fot. Adam Wójcik [Radio Szczecin/Archiwum]
Akcja ratownicza w Suszku koło Chojnic była ekstremalnie trudna - oceniają strażacy. Wichura powaliła tam całe połacie lasu. Niestety na obozie harcerskim zginęły dwie dziewczynki, ponad 20 uczestników obozu Związku Harcerstwa Rzeczpospolitej z Łodzi zostało rannych.
Strażacy przedzierali się do nas przez połamany las przez sześć godzin - mówią harcerze ze zniszczonego przez nawałnicę obozu. Opowiedzieli, co działo się podczas burzy. W obozowisku było około 150 osób. Dwie nastoletnie harcerki zginęły przygniecione powalonymi przez wiatr drzewami.

- Obok nas przełamało się wielkie drzewo. Kazali nam uciekać do zgrupowania. Mieliśmy szczęście. Zrobiliśmy sobie osłonki na głowy, plecy, żeby nikomu nic się nie stało. Kiedy trochę przeszło, poszkodowani poszli do samochodu, potem do młodnika, bo tam nie było dużo drzew i było najbezpieczniej. Potem rozpaliliśmy trzy ogniska i siedzieliśmy do piątej rano i grzaliśmy się. Potem przyjechała straż pożarna. Wezwaliśmy ich na pomoc o 23, ale były takie utrudnienia w trasie, że musieli odsuwać drzewa z dróg, żeby do nas dojechać - relacjonują młodzi harcerze.

Śledztwo w sprawie śmierci harcerek wszczęła prokuratura rejonowa w Chojnicach. Ewakuowane dzieci zabierali dziś rodzice, część też wróci do domów autobusami przysłanymi z Chojnic.

Strażakom w akcji pomagali mieszkańcy okolicznych wsi. - Byli spisywani, żadnej listy nie było. Zrobili cztery nowe listy i sprawdzali czy wszystkie dzieci są na miejscu. Lasu już nie ma. Bardzo trudno było dotrzeć do obozowiska. Drzewo przy drzewie leżało i było ciężko dotrzeć do tych dzieci czy dotrzeć z jakimkolwiek transportem. Nawet mieszkańcy nie wiedzieli gdzie jest droga, tak to było usiane - relacjonuje jeden ze strażaków.

Dzieci ewakuowane ze zniszczonego obozu w Suszku w województwie pomorskim są odbierane przez rodziców, po resztę przyjadą autobusy z Łodzi, skąd młodzież przyjechała na wypoczynek w okolice Chojnic. - Zaczęły dochodzić informacje o ofiarach śmiertelnych. Nie mogłam się dodzwonić. Wiem, że kadra obozu ma w takich sytuacjach wyłączony telefon. Syn też nie włącza regularnie telefonu, bo nie ma go gdzie naładować. Dopiero w sztabie kryzysowym w Gdańsku dowiedziałam się, że nic mu się nie stało - mówi mama jednego z harcerzy.

Przedstawiciele Związku Harcerstwa Rzeczpospolitej, który organizował obóz poinformowali, że uczestnicy spali w dziesięcioosobowych namiotach. Całe wyposażenie obozu zostało doszczętnie zniszczone.

Komendant Państwowej Straży Pożarnej Leszek Suski powiedział, że podczas usuwania skutków nawałnic strażacy prowadzili wiele ciężkich akcji. - Do obozu harcerzy strażacy musieli iść pieszo. Przy takiej pogodzie nie mogły wystartować śmigłowce. Nasze samochody nie mogły przejechać, bo na drogach były powalone drzewa - podkreśla Suski.

Komendant Leszek Suski powiedział, że strażacy wciąż pracują nad usuwaniem skutków nawałnic. - Akcje będą prowadzone jeszcze przez kilka dni. Wiele dróg gminnych i powiatowych jest jeszcze nieprzejezdnych - przyznał Suski.

W nawałnicach, które przeszły nad Polską zginęło pięć osób.
Strażacy przedzierali się do nas przez połamany las przez sześć godzin - mówią harcerze ze zniszczonego przez nawałnicę obozu w Suszku koło Chojnic.
Harcerzy ewakuowano. Strażakom pomagali mieszkańcy okolicznych wsi.
Dzieci ewakuowane ze zniszczonego obozu w Suszku są odbierane przez rodziców, po resztę przyjadą autobusy z Łodzi, skąd młodzież przyjechała na wypoczynek w okolice Chojnic.
Komendant Państwowej Straży Pożarnej Leszek Suski powiedział, że podczas usuwania skutków nawałnic strażacy prowadzili wiele ciężkich akcji.
Komendant Leszek Suski powiedział, że strażacy wciąż pracują nad usuwaniem skutków nawałnic.

Najnowsze Szczecin Region Polska i świat Sport Kultura Biznes

12345
12345
Autopromocja
Zobacz

radioszczecin.tv

Najnowsze podcasty