DRAGON-17 to ćwiczenia narodowe, ale zostali na nie zaproszeni również sojusznicy z NATO oraz krajów partnerskich. Z polskimi żołnierzami będą ćwiczyć między innymi oddziały z USA, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Słowacji, Włoch, Bułgarii i Rumunii, a także z Litwy i Łotwy oraz z Gruzji i Ukrainy. W sumie w manewrach weźmie udział ponad 17 tysięcy mundurowych i 3,5 tysiąca jednostek sprzętu. Ćwiczenia będą odbywały się na kilku poligonach w kraju - na lądzie, morzu i w powietrzu.

Dowódca generalny generał Jarosław Mika powiedział podczas inauguracji, że to przedsięwzięcie cykliczne, planowane od wielu miesięcy.

- Ćwiczenie DRAGON-17 stanowi jak gdyby zwieńczenie wielu treningów i ćwiczeń dowódczo-sztabowych. Ale także ocenę najważniejszego ćwiczącego, którym jest dowódca 12. Dywizji wraz ze swoimi jednostkami. Ale także przydzielonych komponentów zadaniowych wydzielonych pododdziałów - mówi Mika.

Z 12. Dywizją ze Szczecina trenują wszystkie rodzaje wojsk. Po raz pierwszy w manewry będą zaangażowane Wojska Obrony Terytorialnej oraz pododdziały, które stacjonują w Polsce, w ramach wzmacniania wschodniej flanki NATO. Dlatego też na poligonach będą żołnierze z amerykańskiej ciężkiej brygady pancernej i mundurowi, wchodzący w skład batalionowej grupy bojowej.

Dowództwo DRAGONA-17 podkreśla, że to manewry o charakterze obronnym. Scenariusz zakłada, że jedno z państw sąsiedzkich próbuje destabilizować sytuację polityczną w kraju. Chce zająć część jego terytorium, by uzyskać dostęp do surowców. Zadaniem ćwiczących wojsk będzie reagowanie na zagrożenia i odpieranie ataku. Przewidziano reakcję zarówno na zagrożenia konwencjonalne, jak i hybrydowe. Wojskowi nie zdradzają jednak szczegółów planowanych operacji.

Szkolenia odbywają się na poligonach w całym kraju, w sumie w dziesięciu lokalizacjach. W ramach manewrów w czwartek na poligonie w Drawsku przewidziano pokazy dynamiczne dla obserwatorów z zewnątrz i dla dziennikarzy. Główna faza szkoleń ruszy w przyszły poniedziałek i potrwa do 29 września.