10 osób poniosło śmierć w pożarach, które pustoszą Kalifornię. Z dymem poszło tam półtora tysiąca budynków, ogień zagraża wielu kolejnych. Na części obszaru Kalifornii obowiązuje stan nadzwyczajny.
Najgroźniejszy pożar wybuchł w rejonie liczącego 175 tysięcy mieszkańców Santa Rosa - miasta położonego 80 kilometrów na północ od San Francisco. Ponad 20 tysięcy osób zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów. 44 osoby ratownicy ewakuowali helikopterami z odciętych przez ogień budynków.
Ponad 100 tysięcy mieszkańców Kalifornii nie ma prądu, do 30 tysięcy domów odcięto dostawy gazu. W wielu miejscach unoszą się kłęby gęstego dymu. Kilka dróg zostało zamkniętych. Spośród 10 śmiertelnych ofiar pożarów, większość zginęła w rejonie Santa Rosa.
Gubernator Kalifornii Jerry Brown ogłosił stan nadzwyczajny w ośmiu hrabstwach. Pomoc władzom stanowym i lokalnym obiecały władze federalne. Strażacy nie radzą sobie jednak z żywiołem. Akcję gaszenia pożarów utrudnia niska wilgotności powietrza oraz silny wiatr zwany Santa Ana, którego prędkość w porywach przekracza 80 kilometrów na godzinę. Władze Kalifornii apelują do mieszkańców by bezwzględnie podporządkowywali się nakazom ewakuacji ponieważ wiatr często zmienia kierunek a ogień przesuwa się bardzo szybko.