Dziesiątki tysięcy osób wyszło w piątek na ulice Bratysławy i kilkudziesięciu innych słowackich miast. To kontynuacja demonstracji z poprzednich tygodni, które wybuchły po zabójstwie dziennikarza Jana Kuciaka i jego partnerki. Po dymisji premiera Roberta Fico, do której doszło w piątek, protestujący chcą również rozpisania nowych wyborów parlamentarnych.
- Chcemy nowego rządu, któremu społeczeństwo będzie mogło zaufać i który nie będzie zaplątany w skandale korupcyjne. Obecne zmiany są tylko kosmetyczne, ale one nie zmienią systemu - mówił Nagy.
W podobnym tonie wypowiadał się mieszkaniec stolicy, Lukas. - Zmieniły się tylko nazwiska, a my chcemy zmiany rządu. Wierzę, że ludzie mogą tego dokonać. Gdybym nie wierzył, to nie byłoby mnie tutaj - zaznaczał mężczyzna.
Według organizatorów protestów w Bratysławie, piątkowe manifestacje mogły być liczniejsze niż zeszłotygodniowe. Wówczas media podawały, że w stolicy Słowacji zebrało się ponad 30 tysięcy ludzi, a w całym kraju protestować miało około stu tysięcy Słowaków. Były to największe demonstracje od czasu tzw. aksamitnej rewolucji z 1989 roku.
Antyrządowe manifestacje zwołano także poza Słowacją. Odbyły się w 25 miastach na świecie. W Polsce do demonstracji doszło przed Ambasadą Republiki Słowackiej w Warszawie.