W niedzielę w Rosji odbywają się wybory prezydenckie. Przebieg głosowania monitorują obserwatorzy lokalni i zagraniczni. Z ich relacji wynika, że w wielu regionach Federacji Rosyjskiej łamana jest ordynacja i dochodzi do prób sfałszowania wyników wyborów.
- To nie są demokratyczne wybory, ale nasza obecność sprawia, że Rosjanie czują się odważniejsi - powiedział Polskiemu Radiu francuski deputowany Frederic Petit, który pracuje w misji monitoringowej OBWE. - To nie są wybory, to jest raczej takie referendum popularności władz.
Według organizacji "Gołos" obserwującej przebieg głosowania, w wielu miastach, w tym w Moskwie i Sankt Petersburgu organizowane są tak zwane "karuzele wyborcze" z udziałem pracowników miejscowych zakładów i studentów lokalnych uczelni.
Duża cześć młodych Rosjan albo nie idzie na wybory, albo oddaje nieważne głosy. Zachęty w postaci konkursów czy zaleceń, że trzeba iść głosować, nie działają na rosyjską młodzież. - Jeśli Putin odszedłby po pierwszych dwóch kadencjach, to wszyscy zapamiętaliby go jako bohatera i wspaniałego człowieka, który przywrócił w kraju porządek po latach 90. i odszedł, i zostawił wspaniały kraj. A on cały czas chce siedzieć na swoim tronie. Władza go owładnęła - tak swoją decyzję o nie braniu udziału w głosowaniu uzasadnia młody mieszkaniec Petersburga.
By Rosjanie jednak poszli do wyborów, władza uruchomiła wszystkie siły i środki. Od rana w niedzielę w telewizji nadawane są reklamówki, w których celebryci i ludzie z autorytetem zachęcają do głosowania. Swoje robią też nakazy przełożonych. Zachęcać mają również liczne konkursy z nagrodami. Szacuje się, że do urn pójdzie około 70 procent Rosjan.