"Jesteśmy myślami z rodziną" - pisze szpital Alder Hey w brytyjskim Liverpoolu w krótkim oświadczeniu po śmierci dwuletniego Alfiego Evansa. Dziecko zmarło w nocy z piątku na sobotę. Alfie cierpiał na ciężką, niezdiagnozowaną dotąd chorobę neurologiczną. W poniedziałek w szpitalu w Liverpoolu - wbrew woli rodziców - został odłączony od aparatury podtrzymującej życie.
Przed szpitalem powiększa się liczba baloników, flag, kartek i świeczek, które w ostatnich dniach przynosili tam ludzie wspierający Alfiego i jego rodziców. Wśród nich było dużo Polaków poruszonych historią chłopca. - Jesteśmy z nimi, żeby poczuli, że ktoś tu jest, żeby nie czuli się samotni - mówiła jedna z Polek.
Ludzie, którzy przychodzili przed szpital w Liverpoolu, wspierali rodziców Alfiego w walce, by przewieźć dziecko do kliniki w Rzymie. Miała tam trwać dalsza opieka paliatywna.
Lekarze z Liverpoolu przekonywali, że działają w interesie dziecka, że lepiej pozwolić mu odejść, że dalsze leczenie byłoby "nieludzkie". Sądy jeden po drugim przyznawały racje medykom. W ostatnich dniach ojciec Alfiego deklarował, że rodzina będzie współpracowała z lekarzami. Miał nadzieję, że uda się zabrać syna do domu.
Alfie Evans przebywał w szpitalu od grudnia 2016 roku.