Zarzut umyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu lądowym usłyszał kierowca ukraińskiego autokaru. Pojazd w nocy z piątku na sobotę spadł ze skarpy na Podkarpaciu.
Zastępca prokuratora okręgowego w Przemyślu Beata Starzecka-Skrzypiec poinformowała,
że mężczyzna nie przyznał się do winy i złożył krótkie wyjaśnienia. Powiedział, że wyraża żal z powodu tego, co się stało oraz że nie zauważył znaku ograniczenia prędkości.
Mężczyzna zaznaczył, że zdawał sobie sprawę ze złych warunków, jakie panowały na drodze - dodała prokurator. Powiedział też, że gdy hamował w autokarze nie działał zarówno zwykły, jak i ręczny hamulec.
Biegli ustalili, że 42-latek jechał za szybko. W miejscu, w którym obowiązywało ograniczenie do 30 kilometrów na godzinę poruszał się z prędkością około 70-80 kilometrów. Autokar, którym jechała wycieczka ze Lwowa, wypadł z drogi, przebił barierę energochłonną i stoczył się z wysokiej skarpy. W wypadku zginęły 3 osoby, a 51 zostało rannych. W szpitalach wciąż przebywa 37 osób, w tym 9 dzieci. Jeszcze w poniedziałek na Ukrainę wróci 11 osób.
Mężczyzna przebywa w policyjnej izbie zatrzymań. Prokuratura ma w poniedziałek wystąpić do sądu z wnioskiem o jego tymczasowe aresztowanie. Grozi mu od roku do 10 lat więzienia.