W dziewięciu regionach Francji protestujący wciąż blokują drogi, mimo że prezydent obiecał ulgi finansowe i podwyżki. Choć część protestujących - określanych przez media jako ruch "żółtych kamizelek" - zrezygnowała z dalszej akcji, to wielu chce ją kontynuować.
Wielu protestujących uważa, że Macron zbyt długo czekał z zabraniem głosu w sprawie kryzysu.
- To bardzo późna decyzja, prezydent i rządząca większość długo z nią zwlekali. Wyciągnął rękę do emerytów i najgorzej zarabiających, ale nie powiedział, kto za to zapłaci - nie kryje wątpliwości posłanka z grupy socjalistycznej opozycji.
Wątpliwości mają także uczestnicy protestów.
- 100 euro więcej..., kto za to zapłaci?! Jeśli firmy, to ceny pójdą w górę. To logiczne - argumentowała jedna z protestantek.
Wielu blokujących drogi domaga się dymisji Emmanuela Macrona.
- Myślę, że nadciąga rewolucja. To dlatego rząd tak długo zwlekał! - dodaje kolejna protestująca.
Ruch "żółtych kamizelek" podzielił się na dwie frakcje, między którymi dochodzi do poważnych napięć: jedni chcą przestać protestować, drudzy - w najbliższą sobotę - znów wyjść na ulice.
- To bardzo późna decyzja, prezydent i rządząca większość długo z nią zwlekali. Wyciągnął rękę do emerytów i najgorzej zarabiających, ale nie powiedział, kto za to zapłaci - nie kryje wątpliwości posłanka z grupy socjalistycznej opozycji.
Wątpliwości mają także uczestnicy protestów.
- 100 euro więcej..., kto za to zapłaci?! Jeśli firmy, to ceny pójdą w górę. To logiczne - argumentowała jedna z protestantek.
Wielu blokujących drogi domaga się dymisji Emmanuela Macrona.
- Myślę, że nadciąga rewolucja. To dlatego rząd tak długo zwlekał! - dodaje kolejna protestująca.
Ruch "żółtych kamizelek" podzielił się na dwie frakcje, między którymi dochodzi do poważnych napięć: jedni chcą przestać protestować, drudzy - w najbliższą sobotę - znów wyjść na ulice.