Premier Nowej Zelandii zapowiedziała zaostrzenie przepisów regulujących dostęp do broni palnej. Jacinda Ardern powiedziała, że takiego właśnie działania oczekuje społeczeństwo jej kraju po masakrze w dwóch meczetach w Christchurch.
W jednej ze świątyń napastnik z bronią półautomatyczną zastrzelił 41 osób, w drugim - siedem. Jedna osoba zmarła w szpitalu. W klinice przebywa 48 osób - wśród nich małe dzieci.
Premier zwróciła uwagę, że przepisy, dotyczące broni palnej są w Nowej Zelandii znacznie bardziej liberalne, niż w sąsiedniej Australii, która zaostrzyła je po podobnej masakrze w 1996 roku. Podkreśliła że 28-letni Australijczyk, Brenton Tarrant otrzymał licencję kategorii "A" w listopadzie 2017 roku, co umożliwiło mu legalne nabycie kilku sztuk broni półautomatycznej, użytej w zamachu. "Sam fakt, że taka osoba uzyskała pozwolenie na broń i mogła ją kupić sprawia, że ludzie oczekują zmian. Zobowiązuję się do takich zmian doprowadzić" - oświadczyła podczas konferencji prasowej.
Jacinda Ardern dodała, że sprawca najprawdopodobniej planował kolejne ataki, bo w jego samochodzie znaleziono dodatkowe dwie sztuki broni i amunicję. Ani sam napastnik ani osoby, które mu pomagały, nie były notowane ani obserwowane przez służby, zajmujące się zwalczaniem ekstremizmu.
Premier zwróciła uwagę, że przepisy, dotyczące broni palnej są w Nowej Zelandii znacznie bardziej liberalne, niż w sąsiedniej Australii, która zaostrzyła je po podobnej masakrze w 1996 roku. Podkreśliła że 28-letni Australijczyk, Brenton Tarrant otrzymał licencję kategorii "A" w listopadzie 2017 roku, co umożliwiło mu legalne nabycie kilku sztuk broni półautomatycznej, użytej w zamachu. "Sam fakt, że taka osoba uzyskała pozwolenie na broń i mogła ją kupić sprawia, że ludzie oczekują zmian. Zobowiązuję się do takich zmian doprowadzić" - oświadczyła podczas konferencji prasowej.
Jacinda Ardern dodała, że sprawca najprawdopodobniej planował kolejne ataki, bo w jego samochodzie znaleziono dodatkowe dwie sztuki broni i amunicję. Ani sam napastnik ani osoby, które mu pomagały, nie były notowane ani obserwowane przez służby, zajmujące się zwalczaniem ekstremizmu.