Rzecznik generalny unijnego Trybunału Sprawiedliwości zaproponował oddalenie skargi Polski i Węgier na przepisy o delegowaniu pracowników.
Warszawa i Budapeszt zażądały unieważnienia znowelizowanej dyrektywy uznając, że narusza ona swobodę świadczenia usług, utrudnia konkurencję i pogłębia podziały wśród państw członkowskich.
Opinia rzecznika nie jest wiążąca dla sędziów unijnego Trybunału. Mogą ją wziąć pod uwagę, ale nie muszą. Orzeczenia w tej sprawie należy się spodziewać w ciągu kilku, kilkunastu tygodni.
Dla Polski ta sprawa jest kluczowa, bo wysyła ona najwięcej pracowników za granicę. Warszawa obawia się, że zmiana zasad spowoduje wzrost kosztów oraz biurokratycznych wymogów i sprawi, że delegowanie stanie się nieopłacalne.
Podczas marcowej rozprawy w Trybunale w Luksemburgu pełnomocnik polskiego rządu mówił, że powodem zmian w przepisach jest protekcjonizm gospodarczy i ochrony rynków pracy przez państwa z Europy Zachodniej.
Pełnomocnik węgierskiego rządu dodawał, że te kraje boją się tańszej konkurencji z Europy Środkowej. Jednak rzecznik generalny Trybunału uznał, że zakres zmian w dyrektywie był uprawniony rozwojem rynku pracy i zmienioną sytuacją w Unii po kolejnych rozszerzeniach oraz kryzysie gospodarczym w 2008 roku.
"Prawodawca Unii mógł dokonać ponownej oceny interesów przedsiębiorstw korzystających ze swobody świadczenia usług i interesów ich pracowników delegowanych - brzmi fragment opinii rzecznika generalnego.
Zaskarżone przez Polskę i Węgry przepisy ograniczają delegowanie pracowników do 12 miesięcy z możliwością wydłużenia o pół roku. Przewidują też, że pracownicy otrzymają nie tylko płace minimalne obowiązujące w krajach, do których zostali wysłani, ale też wszystkie dodatki socjalne.
Opinia rzecznika nie jest wiążąca dla sędziów unijnego Trybunału. Mogą ją wziąć pod uwagę, ale nie muszą. Orzeczenia w tej sprawie należy się spodziewać w ciągu kilku, kilkunastu tygodni.
Dla Polski ta sprawa jest kluczowa, bo wysyła ona najwięcej pracowników za granicę. Warszawa obawia się, że zmiana zasad spowoduje wzrost kosztów oraz biurokratycznych wymogów i sprawi, że delegowanie stanie się nieopłacalne.
Podczas marcowej rozprawy w Trybunale w Luksemburgu pełnomocnik polskiego rządu mówił, że powodem zmian w przepisach jest protekcjonizm gospodarczy i ochrony rynków pracy przez państwa z Europy Zachodniej.
Pełnomocnik węgierskiego rządu dodawał, że te kraje boją się tańszej konkurencji z Europy Środkowej. Jednak rzecznik generalny Trybunału uznał, że zakres zmian w dyrektywie był uprawniony rozwojem rynku pracy i zmienioną sytuacją w Unii po kolejnych rozszerzeniach oraz kryzysie gospodarczym w 2008 roku.
"Prawodawca Unii mógł dokonać ponownej oceny interesów przedsiębiorstw korzystających ze swobody świadczenia usług i interesów ich pracowników delegowanych - brzmi fragment opinii rzecznika generalnego.
Zaskarżone przez Polskę i Węgry przepisy ograniczają delegowanie pracowników do 12 miesięcy z możliwością wydłużenia o pół roku. Przewidują też, że pracownicy otrzymają nie tylko płace minimalne obowiązujące w krajach, do których zostali wysłani, ale też wszystkie dodatki socjalne.