Według pracowników bawialni, to jeszcze nie norma, ale coraz powszechniejsza praktyka. Jak opowiadają, zdarzają się sytuacje, że rodzice nie odbierają telefonów od opiekunek.

- Dzwonimy wtedy, gdy dziecko na przykład chce jeść lub iść do toalety, bo obsługa nie może wyjść z jednym maluchem do łazienki, która mieści się w holu. Zdarza się, że rodzicom zwyczajnie nie chce się zaprowadzić dziecka do toalety, mimo iż widzą, że maluch musi się załatwić - opowiada opiekunka z placu zabaw w szczecińskiej Kaskadzie.

Plac zabaw w Sterze jest bezpłatny. Nikt się nie opiekuje dziećmi. Ekspedientka z pobliskiej lodziarni zauważyła, że dzieci są pozostawiane same sobie. - Kiedyś jedno dziecko spędziło tam trzy godziny, a rodzic był w tym czasie gdzieś w sklepie.

Okazuje się, że maluchy w miejscach zabaw zostawiają nie tylko rodzice, ale nawet dziadkowie, którzy mieli się nimi opiekować.

Jak mówi pedagog Małgorzata Mazur, hipermarket to nie jest miejsce dla dzieci. - Jest tam hałas, gra muzyka, chodzi pełno obcych ludzi. Dla malucha to strasznie męczące. Nam wydaje się, że mija chwila, podczas gdy dla dziecka pół godziny to już jest dużo - wyjaśnia Mazur.

Godzina w bawialni kosztuje średnio 15 zł. Tylko w Kaskadzie, w weekendy bawi się nawet 200 dzieci. W dni powszednie około 80.