Część z nich stanęła na podstawie pozwoleń gminy, które później uchylił sąd. Zanim ten jednak rozpatrzył skargi mieszkańców - firmy zdążyły postawić wiatraki.
Na nieprawidłowości w gminie Darłowo zwróciła też uwagę Najwyższa Izba Kontroli. W swoim raporcie wskazuje, że tworzenie planów zagospodarowania przestrzennego, które zezwalają na stawianie wiatraków, mogli finansować właściciele farm.
- Tak było w wielu gminach w Polsce - mówi Krzysztof Kwiatkowski, prezes NIK-u. - Zgoda na lokalizację elektrowni wiatrowych była uzależniona od sfinansowania przez budowniczych farm dokumentacji planistycznych. To jest mechanizm korupcjogenny.
Chcieliśmy porozmawiać o tym z wójtem Darłowa Franciszkiem Kupraczem, ale ten jest w delegacji. Upoważnił telefonicznie swojego zastępcę do rozmowy z nami, ale Izabela Sielska odmówiła komentarza.
- Ludzie, żyjemy w wolnym kraju - odpowiedziała.
Były zastępca wójta Radosław Głażewski przyznaje, że nieprawidłowości były. Gmina nie konsultowała niczego z mieszkańcami. Nie mówi jednak wprost czy właściciele farm finansowali tworzenie niezbędnych dokumentów. Wskazuje jednak, że mogło tak być.
- Przeważnie gminy robią konkursy ofertowe na wykonanie planów przestrzennego zagospodarowania. To cena od 100 tysięcy złotych. W przypadku prac projektowych w 2013 roku ta cena była od trzech do pięciu tysięcy złotych - mówi Głażewski.
W Darłowie jest ponad 110 wiatraków. Rocznie do budżetu gminy trafia z tego tytułu pięć milionów złotych. To 10% wszystkich przychodów.
Najwyższa Izba Kontroli poinformowała o nieprawidłowościach wojewodę zachodniopomorskiego.
Farmy są uciążliwe, bo często stoją w pobliżu domów. Mieszkańcy postanowili więc zawiązać stowarzyszenie i walczyć o ich likwidację.
Chcieliśmy porozmawiać o tym z wójtem Darłowa Franciszkiem Kupraczem, ale ten jest w delegacji. Upoważnił telefonicznie swojego zastępcę do rozmowy z nami, ale Izabela Sielska odmówiła komentarza.