Płonące auta, okradzione i zdemolowane sklepy, bezradni policjanci - większość z nas prawdopodobnie w ten sposób zapamięta spotkanie przywódców największych gospodarek świata, które odbyło się w Hamburgu. Demonstranci protestowali pod hasłem "Welcome to hell" (Witamy w piekle) - przeciwko polityce prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa oraz szczytowi przywódców G20. Do najgwałtowniejszych zamieszek doszło w dzielnicy Schanzenviertel, gdzie służby użyły wobec chuliganów między innymi armatek wodnych. Rannych zostało wielu policjantów, poszkodowani byli też po stronie demonstrujących.
Władze miasta powołały specjalną komisję śledczą, która ma zbadać to, co wydarzyło się podczas lewicowych protestów i przeanalizować ponad 2000 zdjęć ze starć z policją oraz materiały filmowy. W skład komisji weszło 110 policjantów i prokuratorów z Hamburga oraz 60 z pozostałych landów. Ostateczny bilans zamieszek to niemal pięciuset rannych policjantów, 186 osób w szpitalu, 225 osób czasowo zatrzymanych, 37 aresztowanych.
Wydarzenia w Hamburgu i wiele innych protestów kolejny raz stawiają przed nami pytania dotyczące granic demonstracji w demokracji.
Władze miasta powołały specjalną komisję śledczą, która ma zbadać to, co wydarzyło się podczas lewicowych protestów i przeanalizować ponad 2000 zdjęć ze starć z policją oraz materiały filmowy. W skład komisji weszło 110 policjantów i prokuratorów z Hamburga oraz 60 z pozostałych landów. Ostateczny bilans zamieszek to niemal pięciuset rannych policjantów, 186 osób w szpitalu, 225 osób czasowo zatrzymanych, 37 aresztowanych.
Wydarzenia w Hamburgu i wiele innych protestów kolejny raz stawiają przed nami pytania dotyczące granic demonstracji w demokracji.