Tureccy politycy nazywają przedstawicieli holenderskich władz "faszystami", premier Holandii odpowiada, że to "szalone słowa".
Minister Mevlut Cavusoglu zamierzał wziąć udział w wiecu, zachęcającym tamtejszych Turków do poparcia referendum konstytucyjnego w Turcji. Turecki minister ostro skrytykował decyzję holenderskich władz.
- Działania Holandii przypominają czasy drugiej wojny światowej. Rasizm, islamofobia, niechęć do obcych, antysemityzm - powiedział Cavusoglu.
W słowach nie przebierał też prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan. - Są tak niepewni swego, tchórzliwi. To pogrobowcy faszyzmu - wtórował Erdoğan.
Do obu wypowiedzi krótko odniósł się premier Holandii Mark Rutte. - To szaleństwo. Rozumiem ich złość, ale te słowa nie mają sensu - podsumował. Premier powiedział, że zrobi wszystko, aby zminimalizować napięcia pomiędzy Holandią a Turcją. Podkreślił, że konflikt dyplomatyczny, który trwa od trzech dni jest jednym z najpoważniejszych od wielu lat.
To była nieodpowiedzialna wizyta - tak w oświadczeniu rząd Holandii skrytykował przyjazd do Rotterdamu tureckiej minister do spraw rodziny zaznaczając, że wiedziała ona wcześniej, iż wizyta nie jest mile widziana. Podkreślono, że holenderskie władze nie mogą współdziałać w przeprowadzaniu politycznej kampanii przez tureckich ministrów. Dlatego minister została w nocy eskortowana do granicy z Niemcami. Przed tureckim konsulatem doszło do starć z policją. 12 osób aresztowano. Na policję poleciały butelki i kamienie a ta do rozpędzenia tłumu użyła pałek i armatek wodnych. Służby informują o siedmiu rannych osobach w tym jednym funkcjonariuszu. Obecnie przed konsulatem jest spokojnie, okolice patrolują policjanci.
Tureckie władze chciały zorganizować w Rotterdamie, podobnie jak w kilku innych europejskich krajach, wiece poparcia dla prezydenta Erdogana. Za miesiąc Turcy mają zdecydować w referendum, czy dać prezydentowi większe uprawnienia. W Holandii mieszka około czterystu tysięcy obywateli Turcji. Władze Rotterdamu nie zezwoliły na wiec z obawy o bezpieczeństwo. Mimo zakazu, w drodze do Holandii był turecki minister spraw zagranicznych, ale jego samolot nie dostał zgody na lądowanie.
W odpowiedzi Turcja zapowiedziała kroki odwetowe. Już zamknięto do odwołania holenderską ambasadę w Ankarze i konsulat w Stambule. Ankara oświadczyła też, że na razie nie życzy sobie, by ambasador Holandii, który jest na urlopie, wracał do Turcji. Do tych napięć dochodzi na kilka dni przed wyborami parlamentarnymi w Holandii, które wygrać może partia populistów, zapowiadająca wydalenie islamskich imigrantów.