Rozpoczynające się w czwartek za wschodnią granicą Polski rosyjsko-białoruskie manewry "Zapad 2017" krytykują politycy europejscy. Również białoruska opozycja uważa, że są one niepotrzebne, gdyż szkodzą wizerunkowi kraju.
- Niewątpliwie te manewry są demonstracją siły i zagrożenia dla Zachodu. One w zasadzie powielają te ćwiczenia, które kilkadziesiąt lat temu przeprowadzał Związek Radziecki - ocenił Rymaszeuski.
Anatolij Labiedźka, lider Zjednoczonej Partii Obywatelskiej zauważa, że zagrożenie ze strony Rosji dla stabilności w regionie jest stałe. Manewry zaś są ukoronowaniem związanego z tym napięcia i w ich trakcie wszystko może się zdarzyć.
- Nie można zapominać manewrów, które miały miejsce przed zajęciem przez Rosję części terytorium Gruzji. Ten kto tego nie pamięta, ten nie myśli o bezpieczeństwie - podkreślił.
Opozycyjny polityk dodał, że niepokój jaki wzbudziły manewry za granicą, wbrew pozorom, pomógł białoruskim władzom. Zaprosiły one obserwatorów międzynarodowych i pokazały, że są otwarte. Jego zdaniem, białoruskie władze tego nie mówią, ale w głębi same też obawiają się, że "wszystko może się wydarzyć".