Od kilku lat domagają się oni wprowadzenia przepisów, które umożliwią im sprzedaż na niewielką skalę własnej roboty dżemów, ogórków czy kapusty kiszonej. Od miesięcy w poszczególnych ministerstwach trwają też ustalenia w tej sprawie. Na razie jednak nic się nie zmieni. To oburza rolników, którzy aby sprzedawać własne wyroby muszą w tej chwili spełniać takie same wymogi, jak duże przetwórnie, co oznacza konieczność zainwestowania setek tysięcy złotych.

Zmian jednak nie będzie. Przynajmniej w najbliższym czasie. Tym razem z powodu stanowiska ministerstwa zdrowia, które nie chce zmienić przepisów tak, aby producenci nie musieli spełniać rygorystycznych norm.

Igor Radziewicz-Winnicki z resortu tłumaczył posłom, że wszystko z obawy o zdrowie i bezpieczeństwo kupujących, którzy w przypadku złagodzenia przepisów byliby narażeni np. na zatrucia. Właścicielka gospodarstwa ekologicznego Edyta Jaroszewska-Nowak uważa, że to nieporozumienie, a rząd powinien inaczej traktować drobnych sprzedawców niż duże przetwórnie.

- Muszą być odrębne przepisy dla małych gospodarstw. To podstawa, żeby uratować polską produkcję żywności - mówi Jaroszewska-Nowak.

Wprowadzenie ułatwień w sprzedaży bezpośredniej to jeden z postulatów rolników protestujących w kraju i regionie.