Hodowcy zwierząt futerkowych nagminnie omijają prawo, które i tak jest niedoskonałe - mówili w czwartek goście audycji "Radio Szczecin na wieczór", komentując ostatnie protesty mieszkańców Miedzynia koło Lipian, gdzie kilkadziesiąt metrów od ich domów powstaje kolejna w naszym województwie ferma norek. Wcześniej protestowały inne miejscowości, między innymi Przelewice i Glicko.
Agata Suchta, rzeczniczka Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Szczecinie przyznaje, że hodowcy nie muszą się zwracać do dyrekcji o decyzję środowiskową, jeśli chodzi o małe inwestycje.
- W przypadku ferm norek musi to być co najmniej 16 tysięcy sztuk zwierząt, żeby w ogóle taka inwestycja wymagała decyzji środowiskowej.
Magdalena Soska ze Stowarzyszenia "Przelewice Wspólna Sprawa" odpowiada, że ten przepis łatwo ominąć.
- Prawo jest łamane. Inwestorzy podają ilość do 16 tysięcy, a za chwilę budują obok drugą fermę, na następne 15 tysięcy, potem następne 15 tysięcy. Z raportu NIK wiemy, że nikt nie jest w stanie policzyć, ile tych zwierząt tam naprawdę jest.
Ostatnią deską ratunku dla społeczności lokalnych jest powołanie się na bliskość obszarów Natura 2000 i udowodnienie, ze ferma, niezależnie od wielkości, będzie im szkodzić.
Jak dodaje Magdalena Soska, urzędy w przypadku lobby hodowców norek są bezradne. Tylko codzienne od siedmiu tygodni dyżury mieszkańców Przelewic uchroniły miejscowość od uruchomienia hodowli przez duńskiego przedsiębiorcę.
- W przypadku ferm norek musi to być co najmniej 16 tysięcy sztuk zwierząt, żeby w ogóle taka inwestycja wymagała decyzji środowiskowej.
Magdalena Soska ze Stowarzyszenia "Przelewice Wspólna Sprawa" odpowiada, że ten przepis łatwo ominąć.
- Prawo jest łamane. Inwestorzy podają ilość do 16 tysięcy, a za chwilę budują obok drugą fermę, na następne 15 tysięcy, potem następne 15 tysięcy. Z raportu NIK wiemy, że nikt nie jest w stanie policzyć, ile tych zwierząt tam naprawdę jest.
Ostatnią deską ratunku dla społeczności lokalnych jest powołanie się na bliskość obszarów Natura 2000 i udowodnienie, ze ferma, niezależnie od wielkości, będzie im szkodzić.
Jak dodaje Magdalena Soska, urzędy w przypadku lobby hodowców norek są bezradne. Tylko codzienne od siedmiu tygodni dyżury mieszkańców Przelewic uchroniły miejscowość od uruchomienia hodowli przez duńskiego przedsiębiorcę.