Łodzie szukające ośmiu marynarzy z cementowca Cemfjord, który zatonął u wybrzeży Szkocji, zostały odesłane z miejsca wypadku. Ich wykorzystanie było utrudnione ze względu na złą pogodę, a także zapadający zmrok.
Mimo zakrojonych na szeroką skalę poszukiwań prowadzonych na wodzie, lądzie i z powietrza, ratownikom nie udało się dotąd natrafić na żaden ślad członków załogi cementowca.
Jak poinformowały w niedzielę późnym popołudniem służby ratunkowe, szanse na odnalezienie kogokolwiek żywego są coraz mniejsze.
- Helikoptery nadal przeczesują okolicę, a grupy straży przybrzeżnej przeszukują wyspy - powiedział telewizji BBC rzecznik morskiej służby ratunkowej, Stewart Taylor, cytowany przez portalmorski.pl. - Myślę, że gdyby udało im się dostać na tratwy albo do wody, zostaliby już odnalezieni. Poszukiwania były na wielką skalę w ciągu minionej doby.
Na pokładzie cementowca było osiem osób - siedmiu Polaków i jeden Filipińczyk.
Według informacji polskiego Konsulatu w Edynburgu, czterech spośród siedmiu polskich marynarzy pochodziło z Trójmiasta, dwóch z Pomorza Zachodniego, a jeden z centralnej Polski.
Materiał: RNLI/x-news
83-metrowy Cemfjord płynął z transportem cementu z Aalborg w Danii do portu Runcorn w Cheshire w zachodniej Anglii. Ostatni raz widziany był w piątek po południu. Niemal dobę później wystający z wody kadłub jednostki zauważyła załoga jednego z promów przepływającego przez cieśninę Pentland Firth. To ona powiadomiła służby.
Nie wiadomo, kiedy dokładnie statek zatonął, bo załoga nie nadała żadnego sygnału SOS.
Według Jacka Orłowskiego, który w 2010 roku przez trzy miesiące dowodził cementowcem Cemfjord, miejsce, w którym zatonęła jednostka jest bardzo specyficzne i niekorzystne dla żeglugi.
- Nakładają się tam fale z Północnego Atlantyku i wiatr z prądami z Morza Północnego. To powoduje, że przy niekorzystnych układach, kiedy jest prąd z Morza Północnego, powstają tzw. fale stojące mające kilka metrów, które wciągają statki pod wodę - mówił kapitan Orłowski w rozmowie z TVN24.
Sprawą zatonięcia cementowca zajmie się brytyjska agencja badająca wypadki na morzu. Według wstępnych przypuszczeń, przyczyną katastrofy mogły być fatalne warunki atmosferyczne panujące na północy Szkocji.
Jak poinformowały w niedzielę późnym popołudniem służby ratunkowe, szanse na odnalezienie kogokolwiek żywego są coraz mniejsze.
- Helikoptery nadal przeczesują okolicę, a grupy straży przybrzeżnej przeszukują wyspy - powiedział telewizji BBC rzecznik morskiej służby ratunkowej, Stewart Taylor, cytowany przez portalmorski.pl. - Myślę, że gdyby udało im się dostać na tratwy albo do wody, zostaliby już odnalezieni. Poszukiwania były na wielką skalę w ciągu minionej doby.
Na pokładzie cementowca było osiem osób - siedmiu Polaków i jeden Filipińczyk.
Według informacji polskiego Konsulatu w Edynburgu, czterech spośród siedmiu polskich marynarzy pochodziło z Trójmiasta, dwóch z Pomorza Zachodniego, a jeden z centralnej Polski.
Materiał: RNLI/x-news
83-metrowy Cemfjord płynął z transportem cementu z Aalborg w Danii do portu Runcorn w Cheshire w zachodniej Anglii. Ostatni raz widziany był w piątek po południu. Niemal dobę później wystający z wody kadłub jednostki zauważyła załoga jednego z promów przepływającego przez cieśninę Pentland Firth. To ona powiadomiła służby.
Nie wiadomo, kiedy dokładnie statek zatonął, bo załoga nie nadała żadnego sygnału SOS.
Według Jacka Orłowskiego, który w 2010 roku przez trzy miesiące dowodził cementowcem Cemfjord, miejsce, w którym zatonęła jednostka jest bardzo specyficzne i niekorzystne dla żeglugi.
- Nakładają się tam fale z Północnego Atlantyku i wiatr z prądami z Morza Północnego. To powoduje, że przy niekorzystnych układach, kiedy jest prąd z Morza Północnego, powstają tzw. fale stojące mające kilka metrów, które wciągają statki pod wodę - mówił kapitan Orłowski w rozmowie z TVN24.
Sprawą zatonięcia cementowca zajmie się brytyjska agencja badająca wypadki na morzu. Według wstępnych przypuszczeń, przyczyną katastrofy mogły być fatalne warunki atmosferyczne panujące na północy Szkocji.