Polska gospodarka jest w dobrej kondycji, a bezrobocie jest niskie. Dlatego to dobry moment na takie zmiany, chociaż są tacy, którzy mogą na tym stracić - mówi dr hab. Jarosław Korpysa, ekonomista z Uniwersytety Szczecińskiego.

- Są oczywiście wyliczenia mówiące też o tym, że między 19 a 30 tysięcy pracowników straci pracę, że budżet państwa z tytułu podatku VAT zostanie uszczuplony o 660 mln zł. Czy też firmy stracą przychody w wysokości 4,6 miliarda złotych - mówi Korpysa.

Alfred Bujara - przewodniczący Sekretariatu Krajowego pracowników handlu NSZZ "Solidarność" - przyznaje, że ustawa w 100 procentach nie spełnia oczekiwań związku, ale skorzystają na tym pracownicy sklepów, którzy na takie rozwiązania czekali wiele lat. Dodawał, że nie należy się obawiać zwolnień, bo pracowników handlu i tak jest za mało.

- Brakuje pracowników w handlu, są kolejki, niezadowoleni klienci stojąc w nich wyżywają się na pracownikach, którzy niczemu nie są winni. Wręcz przeciwnie, obrywają dwukrotnie. Bo nie dość, że muszą pracować za 2-3 osoby, to jeszcze ten klient się wyżywa: proszę przywołać kogoś do kasy - opisuje Bujara.

Jest to projekt, który niezbyt dobrze jest odbierany przez przedsiębiorców - dodał Sebastian Goschorski, ekspert Związku Pracodawców Pomorza Zachodniego "Lewiatan".

- Te wszystkie biznesy są tak skalkulowane, żeby przynosiły określone zyski czy były w stanie pokryć określone koszty. Natomiast ta zmiana spowoduje, że te dwa dni gdzieś wypadną. I niestety trzeba będzie się zastanowić, jak zrobić i zwiększyć przychód w czasie tych pozostałych dni - mówi Goschorski.

Projekt zakłada, że ustawa wejdzie w życie 1 marca przyszłego roku. W 2018 r. w każdym miesiącu handlowe byłyby po dwie niedziele, a w 2019 r. - po jednej na miesiąc.

Zakaz nie będzie obowiązywał między innymi stacji paliw, dworców kolejowych i portów, aptek, części kwiaciarni i sklepów internetowych. Nie będzie też dotyczył handlu upominkami i dewocjonaliami.