Załoga i pasażerowie polskiego kutra wędkarskiego „Miętus II”, który w nocy z soboty na niedzielę zatonął na Bałtyku, powróciła do Polski. 16 osób - do portu w Kołobrzegu na pokładzie "Zenita" - dotarło w poniedziałkowy wieczór.
Na miejscu czekały na nich rodziny, które ostatnie kilkadziesiąt godzin przeżywały równie mocno, co uczestnicy rejsu.
- Około 6.20 obudził nas telefon, że kuter zatonął, przyjechaliśmy tu ze Śląska. Najważniejsze, że są cali i zdrowi i wrócimy do domu. - Ważne, że żyją! - Wiadomo, że był stres, wszyscy byli w amoku! - mówili.
Pasażerowie "Miętusa II" byli wyczerpani zarówno fizycznie jak i psychicznie, jednak szczęśliwi, że wrócili do kraju.
- Straszny huk i duży wstrząs! Byłem na schodach, akurat wracałem z toalety. Po prostu: straciłem przytomność. - Było dużo strachu. Kolega poprosił, żebym zrzucił tratwę ratunkową. Tę tratwę zrzuciliśmy, jeden drugiemu pomagał..., kapoki, to wszystko... - Zmęczeni jesteśmy, od wczoraj nie spaliśmy - relacjonowali.
„Miętus II” zatonął 9 mil na południe od miejscowości Ronne na Bornholmie. Kuter zderzył się z inną, prawie 140-metrową jednostką. W akcji ratunkowej uczestniczyły dwa śmigłowce i trzy jednostki pływające. Dzięki szybkim działaniom ratowników nikt nie zginął.
Wyjaśnieniem okoliczności zdarzenia zajmuje się Państwowa Komisja Badania Wypadków Morskich.
- Około 6.20 obudził nas telefon, że kuter zatonął, przyjechaliśmy tu ze Śląska. Najważniejsze, że są cali i zdrowi i wrócimy do domu. - Ważne, że żyją! - Wiadomo, że był stres, wszyscy byli w amoku! - mówili.
Pasażerowie "Miętusa II" byli wyczerpani zarówno fizycznie jak i psychicznie, jednak szczęśliwi, że wrócili do kraju.
- Straszny huk i duży wstrząs! Byłem na schodach, akurat wracałem z toalety. Po prostu: straciłem przytomność. - Było dużo strachu. Kolega poprosił, żebym zrzucił tratwę ratunkową. Tę tratwę zrzuciliśmy, jeden drugiemu pomagał..., kapoki, to wszystko... - Zmęczeni jesteśmy, od wczoraj nie spaliśmy - relacjonowali.
„Miętus II” zatonął 9 mil na południe od miejscowości Ronne na Bornholmie. Kuter zderzył się z inną, prawie 140-metrową jednostką. W akcji ratunkowej uczestniczyły dwa śmigłowce i trzy jednostki pływające. Dzięki szybkim działaniom ratowników nikt nie zginął.
Wyjaśnieniem okoliczności zdarzenia zajmuje się Państwowa Komisja Badania Wypadków Morskich.
- Około 6.20 obudził nas telefon, że kuter zatonął, przyjechaliśmy tu ze Śląska. Najważniejsze, że są cali i zdrowi i wrócimy do domu. - Ważne, że żyją! - Wiadomo, że był stres, wszyscy byli w amoku! - mówili.
- Straszny huk i duży wstrząs! Byłem na schodach, akurat wracałem z toalety. Po prostu: straciłem przytomność. - Było dużo strachu. Kolega poprosił, żebym zrzucił tratwę ratunkową. Tę tratwę zrzuciliśmy, jeden drugiemu pomagał..., kapoki, to wszystko... -
Dodaj komentarz 4 komentarze
A rzetelność dziennikarska ?
Na zdjęciu "Zenit", w podpisie "Miętus II"...
A gdzie umiejętność czytania ze zrozumieniem? Miętus II zatonął - to czym mieli wrócić? Na tratwach ratunkowych mieli ich z Bornholmu holować?
To zdarzenia pokazuje, jak ważne jest wstępne szkolenie z podstawowych zasad bezpieczeństwa, gdy chodzi o rejsy morskie. Znajomość lokalizacji pokładowych systemów ratunkowych, czy zasad ewakuacji, to gwarancja bezpieczeństwa. Zapewne rejs miał być przygodą życia i taką niewątpliwie był, choć raczej nie o taką chodziło.
Paweł Domański: Czytałem ze zrozumieniem :) Teraz już jest wzmianka o Zenicie więc jest OK.