Podpisało się pod nim 50 uznanych naukowców - pedagogów, psychologów i lekarzy. Razem ze związkiem domagają się aby rodzic, który decyduje się zostać z maluchem w domu dostał wsparcie finansowe od państwa.

Prof. Anna Murawska, pedagog oraz zastępca dyrektora Instytut Pedagogiki Uniwersytetu Szczecińskiego mówiła, dlaczego podpisała się pod listem do premiera.

- Bo nie ma bardziej twórczej pracy niż praca wychowawcza, więc moja decyzja była natychmiastowa. Oczywiście zapoznałam się z listem i mogłam się w pełni podpisać pod tymi tezami, które w liście są zawarte - mówiła Murawska.

Joanna Krupska, psycholog i prezes Związku Dużych Rodzin "Trzy Plus" powiedziała, że w wielu gminach jest małe zapotrzebowanie na żłobki. Jej zdaniem w Polsce jest faworyzowana finansowo instytucjonalna opieka nad dziećmi.

- Uważamy, że tutaj powinna być równość, a nie faworyzacja jednej formy. Wiele kobiet, które spotykam zwłaszcza poprzez Związek Dużych Rodzin zgłasza, że chciałyby same wychowywać swoje małe dzieci, ale są zmuszone do tego, by pójść do pracy - powiedziała Krupska.

Dorota Korczyńska ze Stowarzyszenia Rodzice dla Szczecina broniła zinstytucjonalizowanej formy opieki nad małymi dziećmi.

- Moje dziecko dwa lata chodziło do żłobka i to wcale nie było tak dawno temu. W żłobkach rzeczywistość wygląda zgoła inaczej. Mieliśmy w grupie trzy panie, które zajmowały się dziećmi. Te dzieci świetnie się rozwijały, socjalizowały się w sposób fantastyczny. Ja mam same dobre wspomnienia z tego okresu żłobkowego - stwierdziła Korczyńska.

Sygnatariusze listu podkreślają, że budowa i utrzymanie żłobków to kosztowna sprawa, a miesięczny wydatek na jedno miejsce w placówce wynosi tysiąc złotych. Ich zdaniem lepiej byłoby więc przekazać te pieniądze np. w formie bonu opiekuńczo-wychowawczego temu z rodziców, który dla wychowania dziecka zrezygnuje z pracy zawodowej.