Nie transport miny, a jej wydobycie - to była najtrudniejsza i najgroźniejsza część niedzielnej akcji m.in. Marynarki Wojennej w Świnoujściu.
Nurkowie dostali się do miny, podczepili do niej liny, później przeholowali pocisk bliżej okrętu ORP Flaming, ten dzięki żurawiowi wciągnął minę na pokład, a żołnierze włożyli ją do skrzyni przeznaczonej do tego typu transportu, jak relacjonuje Grzegorz Lewandowski z 8. Flotylli Obrony Wybrzeża.
- Podjęcie było najniebezpieczniejsze elementem, ponieważ ta mina zalegała od kilkudziesięciu lat w wodzie. Naruszenie stanu, w którym spoczywała było najważniejszym zadaniem - powiedział Lewandowski.
Paweł Rodzoś z Zachodniopomorskiego Urzędu Wojewódzkiego dodaje, że oprócz żołnierzy w akcję zaangażowane były także inne służby. Przydali się np. policjanci, bo zdarzały się sytuację, kiedy pasażerowie pociągu podchodzili zbyt blisko toru wodnego albo jednostki po nim pływające mogły znaleźć się w pobliżu akcji saperów.
- O ile nad żeglugą byliśmy w stanie zapanować, o tyle ci indywidualni żeglarze po prostu próbowali sobie znanymi sposobami przemknąć się - powiedział Rodzoś.
Takie osoby były jednak zawracane przez funkcjonariuszy.