Powody bywają różne. Czasami rodzice faktycznie są niezdolni zapewnić dziecku odpowiednich warunków do jego normalnego rozwoju. Zdarzają się rodzice narkomani lub alkoholicy. Niekiedy w domu obecna jest przemoc, której ofiarami są niestety dzieci.
Jednak wiele razy, do podjęcia przez pracownika opieki społecznej decyzji o pozbawieniu nieletniego jego naturalnego środowiska, wystarczy donos sąsiada np. o krzykach usłyszanych podczas zabawy rodziców ze swoimi pociechami lub przesłana urzędnikom uwaga nauczyciela o „anemicznym" wyglądzie ucznia.
To wystarczy, aby pracownik socjalny zareagował, bo to właśnie od niego zależy jak będzie wyglądała przyszłość nieletniego i czy uda się go wychować na porządnego obywatela - podatnika, od którego pośrednio zależy również przyszłość urzędnika.
Należy przy tym pamiętać, że w Szwecji podstawową komórką społeczna nie jest rodzina, a jednostka. Dlatego to właśnie państwo pełni rolę opiekuna i gwaranta jej niezależności od wszystkiego, co może przyczynić się do niewypełnienia przez nią podstawowego obowiązku wobec państwa, czyli po osiągnięciu pełnoletności uzyskania jak najszybciej możliwości samodzielnego utrzymania. W skrócie; płacenia podatków.
Każdy mieszkaniec Szwecji wie, że słowo urzędnika waży więcej niż jego. To przecież urzędnik jest funkcjonariuszem państwa, czyli dobra nadrzędnego, chroni go zatem jego majestat. Podświadomie każdy czuje go od pierwszego kontaktu z jego funkcjonariuszami. Dlatego tak często szwedzkie władze powołują się na zaufanie obywateli do instytucji państwa. To nic dziwnego, bowiem już w przedszkolu autorytet rodziców ulega stopniowej erozji i zastępuje się go autorytetem państwa.
Problem powstaje, gdy rodzic czuje do swojego dziecka o wiele silniejsze więzy niż do państwa. Z tego właśnie powodu Sam postanowił decydować o losie swojego syna. Kiedy państwo postanowiło odebrać mu dziecko i przekazało je rodzinie zastępczej początkowo pogodził się z tą decyzją. Jednak kiedy chory na padaczkę 11-letni dziś Jack poskarżył mu się na to, że dzieje się tam mu krzywda, Sam podjął walkę z systemem.
„Nie zgadzałem się początkowo na przeniesienie syna z powodu jego choroby do klasy specjalnej. Później, kiedy w szkole, ktoś zauważył, że któregoś razu pociągnąłem mocniej Jacka za ramię, wystarczył donos i opieka społeczna zdecydowała, że choć jestem ojcem to dla Jacka niej jestem odpowiednim dla niego opiekunem i umieściła syna w rodzinie zastępczej. Kiedy Jack do mnie zadzwonił i opowiedział, że jest tam poniewierany i stosuje się wobec niego przemoc, zawiadomiłem o tym fakcie policję. Sprawę, próbowano wielokrotnie zatuszować, dlatego postanowiłem, że razem z synem wyjedziemy do Polski. W Szwecji dzieci należą do państwa, tu stawia się na rodzinę. Jestem niezwykle wdzięczny polskim władzom za okazaną nam pomoc, za wyrazy wsparcia od wielu życzliwych nam osób i za możliwość osiedlenia się w Polsce. Już niebawem skieruję przeciwko Szwecji pozew do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Uważam, że Szwecja naruszyła moje prawa rodzicielskie i pogwałciła Konwencję Praw Dziecka", powiedział Radiu Szczecin Sam, który teraz stara się o azyl w naszym kraju.
Po tym, jak sąd w Gdańsku kilka dni temu odrzucił wniosek władz szwedzkich o wydanie im nieletniego Jacka, znowu mogą być razem. Jak rodzina, w Polsce.