W Szwecji, gdzie w tej chwili, nie odbywają się żadne wybory, a słońce przygrzało tam wcześniej i mocniej niż u nas, trwa gorąca debata publiczna, w której również chodzi o słowa. Dokładniej rzecz biorąc o wolność wypowiedzi, czyli o fundamentalne prawo każdego obywatela w państwie demokratycznym i praworządnym.
Okazuje się, że polityczna poprawność wydaje się tam ważniejsza niż podstawowe wolności obywatelskie gwarantowane przez ustawę zasadniczą. Jej ofiarą padł kilka dni temu ekscentryczny szwedzki muzyk, kiedyś członek zespołu Army of Lovers, a dziś wzięty publicysta Alexander Bard.
W sobotę zajął stanowisko w sprawie protestów przeciwko rasizmowi w Stanach Zjednoczonych. Bard napisał na swoim koncie na Twitterze, że "jeśli czarne życie, chce się liczyć to, powinno wziąć się w garść, zdobyć wykształcenie i pracę. Zarabiać uczciwie na życie, a nie liczyć na zasiłek. Powinno też przestać kłamać, wyjść z więzienia i zostać bohaterem swojego życia, zamiast kreować się na samozwańczą ofiarę, z której śmieje się świat. To się liczy."
Na muzyka wylała się fala hejtu. Od jego słów natychmiast odcinali się publicyści, celebryci, i rzecz jasna, postępowi politycy. Bard musiał zrezygnować z członkostwa w partii Liberałowie. Wiadomość o tym, że musi pożegnać się z rolą jurora w telewizyjnym talent-show, powtarzały przez cały dzień wszystkie najważniejsze redakcje szwedzkich mediów. Facet ma -co tu dużo mówić- przechlapane.
Problem ze swoim przekazem ma również pisarz i standuper Aron Flam. Parę miesięcy temu napisał świetną książkę na temat polityki neutralności Szwecji, podczas II Wojny Światowej. Opisał, w niej parę wstydliwych dla szwedzkich władz faktów i o tym, jak wiele ówcześni politycy, potrafili wycisnąć z nieformalnej współpracy Szwecji z Nazistowskimi Niemcami.
Flam poinformował niedawno na Twitterze, że policja skonfiskowała pozostały w magazynie nakład jego książki. Powodem zaboru książek, miało być naruszenie przez Flama praw autorskich do grafiki umieszczonej na okładce jego dzieła. Chodzi o używany przez szwedzką propagandę w latach 40. nieco zmodyfikowany przez autora książki obrazek tygrysa z niebieskimi pręgami. Miał zachęcać społeczeństwo do unikania rozmów na tematy, które mogły zagrażać bezpieczeństwu kraju.
Po 80 latach okazuje się, że widniejące na nim hasło "En svensk tiger", które oprócz "szwedzki tygrys", oznacza również "Szwed milczy" ponownie jest aktualne.