Przez kilka ostatnich lat szwedzka dziennikarka i publicystka znana z ciętego i ostrego języka Ingrid Carlqvist prowadziła wraz Danielem Frändelövem kanał na Youtube pt. "Ingrid&Conrad".
4 kwietnia Sąd Rejonowy w Helsingborgu skazał autorów bloga na kary grzywny. Carlqvist ma zapłacić 13 tysięcy koron, czyli ok 5,5 tys. zł, a Frändelöv 3 tysiące koron. Sąd uznał, że oboje złamali prawo o wolności publikacji, które nakłada na właściciela autorów wydawnictwa obowiązek wyznaczenia wydawcy. Sąd powołał się na przepis prawa (obowiązującego w Szwecji od 16 lat), dotyczącego emitowania treści przez internet. Nakłada on obowiązek wyznaczenia wydawcy również dla tego typu publikacji.
Tak się składa, że ów przepis jest dziś martwy i zdaniem obrońców autorów podcastu nie powinien być przez sąd zastosowany. Sędziowie z kolei tłumaczyli swój wyrok tym, że choć Carlqvist i Frändelöv otrzymali od prokuratury pouczenie, że ich działalność narusza prawo, to nadal ją prowadzili. Uznali to jako przejaw obojętności wobec prawa.
Tymczasem - jak się okazuje - że sąd rejonowy w Helsingborgu od 2017 roku prowadzi dokładnie taką samą działalność, wydając na żywo podcast na m.in. Facebooku, nie podając przy tym nazwiska wydawcy.
- Popełniono błąd - przyznała prezes sądu Ylwa Norling Jönsson. Na przewodniczącym składu sędziowskiego, który skazał parę dziennikarzy nie robi to jednak wrażania. Martin Persson powiedział mediom, że może się odnieść wyłącznie do sprawy, w której orzekał, a ze sprawą podcastu realizowanego przez sąd w Helsingborgu nie ma nic wspólnego.
Czyżby zatem i w Szwecji byli równi i równiejsi? Czyżby również tam kasta ludzi "naprawdę wyjątkowych" była wyjęta spod prawa?
W Szwecji jest powiedzenie: "U nas o władzy możesz mówić wszystko; ważne tylko, abyś mówił o niej dobrze".