Te przepisy mówią, że nikt nie może być ze Szwecji wydalony do kraju pochodzenie, jeżeli są tam prowadzone działania wojenne lub jeżeli komuś będzie groziło tam prześladowanie. Argument dość skutecznie jest wykorzystywany przez Syryjczyków, Irakijczyków, młodych mężczyzn z Afganistanu nie mówiąc już o Palestyńczykach, którzy u Szwedów mają specjalne fory.
Dziwić może natomiast, że ten właśnie przepis staje się dla szwedzkich władz przeszkodą nie do pokonania, gdy chodzi o wydalenie z kraju osób podejrzewanych o wspieranie terroryzmu czy nawet mających na swoim koncie próbę dokonania aktu terroru.
Otóż w specjalnym areszcie szwedzkiej Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (SÄPO) siedzi sześciu mało sympatycznych facetów, wśród których jest kilku imamów stanowiących trzon siatki radykalnych islamistów.
Panowie w salkach znajdujących się na terenie swoich meczetów wychwalali Państwo Islamskie i namawiali młodych imigrantów do wyjazdu do Syrii, aby w szeregach ISIS walką wspierali swoich duchowych braci.
Jeden z nich, niejaki Abdel Nasser El Nadi, przez lata otrzymywał dotacje na prowadzenie wyznaniowej szkoły podstawowej w Göteborgu, w której zatrudniał tych dżyhadystów, którzy powrócili z wojny w Syrii i Iraku do Szwecji.
W sprawie ich wydalenia zabrał ostatnio głos nawet szwedzki rząd, który oświadczył, że ci ludzie stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa i nie mogą liczyć na - przewidziany prawem w takich sytuacjach - akt łaski. Natomiast Sąd Migracyjny stwierdził, że gdyby zostali ze Szwecji wydaleni, to w swoich krajach byliby prześladowani. Dlatego muszą pozostać na miejscu.
Innym przykładem, gdzie prawo okazuje się sojusznikiem terrorystów jest sprawa 23-letniego dziś Syryjczyka, który w 2017 roku - zaledwie w sześć miesięcy po przyjeździe do Szwecji jako uchodźca - dokonuje ataku na knajpę w spokojnym Ängelholmie w Skanii.
Adnan, uzbrojony w noż kuchenny i tzw. pas szahida rzuca w pub butelkami przypominającymi koktajle Mołotowa. Zostaje zatrzymany ale po kilku godzinach jest już na wolności, bowiem w butelkach zamiast benzyny jest sok, a pas szahida okazuje się atrapą. Później okazało się, że młody Syryjczyk pozorował zamach, bo chciał być zastrzelony i stać się islamskim męczennikiem.
Niespełna rok później Adnan zostaje skazany na półtora roku więzienia i wydalenie z kraju. Dziś jest już na wolności, ale bez prawa pobytu w Szwecji. Pomimo tego otrzymuje od gminy pieniądze na utrzymanie. Jego wydalenie ze względu na sytuację w Syrii jest niemożliwe - twierdzi Urząd Migracyjny.
Policja szacuje, że w Szwecji z nakazem wydalenia z kraju przebywa kilkadziesiąt tysięcy migrantów z Bliskiego Wschodu. Ci ludzie często są w gorszej sytuacji niż młody Adnan. Żyją i ukrywają się dzięki pomocy swoich rodaków. Duchowego wsparcia szukają w meczetach.