Zamachy wywołały głęboki szok społeczny. Ówczesny premier Jens Stoltenberg nazwał je tragedią narodową i najgorszą zbrodnią od czasu II wojny światowej. Król Harald V wysłał kondolencje ofiarom i ich rodzinom, wzywając społeczeństwo do jedności. Krótko potem w marszu milczenia ulicami Oslo przeszło około 150 tysięcy osób.

W poniedziałek w Oslo przed kancelarią rządu odbyła się uroczystość m.in. z udziałem premier Erny Solberg, a także świadków tragedii.

- Wszystkim tym, którzy osiem lat temu stracili swoich najbliższych, chcę obiecać, że zawsze, wtedy kiedy będziecie wciąż czuli ten ogromny ciężar, będziemy z wami - powiedziała Ina Libak, jedna z ocalałych w strzelaninie na wyspie Utøya.

W niedzielę minister edukacji i integracji Jan Tore Sanner zapowiedział, że wydarzenia z 2011 roku znajdą się niebawem w szkolnych podręcznikach, a nauczyciele będą z uczniami rozmawiać na temat przyczyn zamachów.

Najbardziej tragiczne popołudnie w powojennej historii Norwegii rozpoczęło się 22 lipca po godzinie 15:00 od wybuchu podłożonej przez Andersa Breivika bomby, w dzielnicy rządowej w centrum Oslo. Potężna eksplozja spowodowała śmierć 8 osób, piętnaście odniosło rany.

Trzy godziny później, przebrany za policjanta zamachowiec, otworzył na wyspie Utøya, ogień do uczestników obozu młodzieżówki norweskiej Partii Pracy. W ciągu 90 minut Breivik zastrzelił 69 nastoletnich obozowiczów.

W 2012 roku, podczas procesu Anders Breivik tłumaczył, że chciał w ten sposób "zatrzymać proces przeobrażania się Norwegii w społeczeństwo wielokulturowe". Sąd skazał go na 21 lat więzienia z możliwością przedłużenia kary, jeśli 40-letni dziś, Breivik będzie nadal stanowił zagrożenie dla bezpieczeństwa kraju.