Już czwartą dobę trwają działania ratowników w Jaskini Wielkiej Śnieżnej w Tatrach. Ratownicy są coraz bliżej uwięzionych, ale nadal nie natrafili na ślad dwóch grotołazów.
- Resztki skał zaczęły się zsypywać do przodu - mówi naczelnik TOPR Jan Krzysztof i dodaje, że ratownicy podczas kolejnego etapu prac natrafili na studnię, z której odchodzi boczny korytarz. Zaznaczył, że będzie potrzebna jeszcze co najmniej jedna seria mikrowybuchów, które pozwalają rozkruszyć skały tworzące przewężenia. Jan Krzysztof powiedział, że po tym ratownikom uda się przedostać do dalszej części jaskini i ocenić czy korytarz jest drożny i czy będą potrzebne kolejne wysadzenia. Podkreślił, że jeżeli pogoda się poprawi, to ratownicy będą transportowani do jaskini śmigłowcem.
Jan Krzysztof ocenił też, w jakim stanie mogą być uwięzieni. Powiedział, że jeżeli informacje mówiące o tym, że nie byli przygotowani na spędzenie tak długiego czasu w jaskini się potwierdzą, to ryzyko ich śmierci jest brane przez ratowników pod uwagę.
W nocy ratownicy przeprowadzili trzy serie mikrowybuchów. Dotychczas udało się pokonać 8 metrów, nie wiadomo jak długi odcinek poszerzono w ciągu nocy.
Dwaj poszukiwani grotołazi weszli do Jaskini Wielkiej Śnieżnej wraz z czterema towarzyszami w czwartek. Zostali odcięci przez wodę, która zalała część korytarza w tak zwanych Przemkowych Partiach - to ekstremalnie wąskie i trudne do pokonania fragmenty. Ostatni kontakt głosowy ze speleologami był w sobotę około godziny 2 w nocy.