Niezależni i związani z białoruską opozycją obserwatorzy negatywnie oceniają przebieg zakończonych w niedzielę wyborów parlamentarnych.
Trwały one od wtorku. Oficjalnie Centralna Komisja Wyborcza informuje o frekwencji przewyższającej 70 procent na dwie godziny przed zamknięciem lokali wyborczych.
Po zamknięciu lokali wyborczych obserwatorzy zaczęli publikować zdjęcia będące dowodem na to, że frekwencja była o wiele niższa. Przy tym kierownictwo poszczególnych komisji utajnia liczenie głosów - mówi Aleksander Siwkow z ruchu monitorującego przebieg kampanii "Prawo Wyboru". Obserwatorzy są albo usuwani z lokali wyborczych albo odsuwani od stołów, na których są liczone głosy.
Alieksiej Janukiewicz z kampanii monitoringu "Prawo Wyboru" dodaje, że problemem jest także społeczeństwo, które nie reaguje na działania władz. - Ludzie nie wierzą, że mogą wpływać na sytuację, więc nie interesują się wyborami i wynikami. Nie wierzą, że decydują one o losie kraju - powiedział Alieksiej Janukiewicz.
Do poprzedniego parlamentu władze dopuściły dwie niezależne deputowane.
Po zamknięciu lokali wyborczych obserwatorzy zaczęli publikować zdjęcia będące dowodem na to, że frekwencja była o wiele niższa. Przy tym kierownictwo poszczególnych komisji utajnia liczenie głosów - mówi Aleksander Siwkow z ruchu monitorującego przebieg kampanii "Prawo Wyboru". Obserwatorzy są albo usuwani z lokali wyborczych albo odsuwani od stołów, na których są liczone głosy.
Alieksiej Janukiewicz z kampanii monitoringu "Prawo Wyboru" dodaje, że problemem jest także społeczeństwo, które nie reaguje na działania władz. - Ludzie nie wierzą, że mogą wpływać na sytuację, więc nie interesują się wyborami i wynikami. Nie wierzą, że decydują one o losie kraju - powiedział Alieksiej Janukiewicz.
Do poprzedniego parlamentu władze dopuściły dwie niezależne deputowane.