Zabrakło interwencji dorosłych - komentują goście audycji "Radio Szczecin na Wieczór" tragiczny wypadek samochodowy, do którego doszło w Świnoujściu.
- Jak dla mnie to było Volvo serii 400 napędem na przód. A do driftu używa się przede wszystkim tylnego napędu i jakichkolwiek modyfikacji. A to było seryjne auto. Według mnie zabrane rodzicom po zdobyciu kluczyków i chęci przejechania się, zabawy. Takie auto ma zabezpieczenia, a na przód napęd jest trudniej - mówi Złamańczuk.
Biorąc pod uwagę wiek tych młodych ludzi, musiało być ogólne przyzwolenie społeczne na to, że oni wsiedli do auta i driftowli, czy nawet wygłupiali się - ocenia Małgorzata Serbin, licencjonowany Instruktor Techniki Jazdy.
- Zmierzam do tego, że to nie był pierwszy ich wyjazd. W związku z tym nie wierzę w to, że rodzice, sąsiedzi, znajomi, przyjaciele, ktokolwiek inny, nie mieli pojęcia o tym, że ci ludzie używają tego samochodu. Tutaj należy zastanowić się nad tym, jak my dorośli zachowujemy się na widok takich sytuacji. Czy po prostu wziąć telefon i zadzwonić wcześniej, zanim coś się wydarzy - mówi Serbin.
We wtorek troje nastolatków driftowało przy Kanale Piastowskim w Świnoujściu. Ich auto wpadło do wody. Jedna osoba wydostała się na brzeg, a chłopiec i dziewczyna utonęli. Wszyscy mają około 15 lat.
23-letni Arkadiusz Złamańczuk z grupy Drift Szczecin uprawia ten sport od dwóch lat. Mówi, że auto, którym jeździli uczestnicy wypadku, nie było odpowiednio przystosowane.