Pod znakiem zapytania stanęła próba bicia rekordu przejścia przez polskie wybrzeże. Nie wiadomo, czy Marcinowi Markaniczowi uda się pokonać dystans 500 kilometrów w wyznaczonym czasie.
Dzisiaj Markanicz dotrze do Łeby i minie półmetek trasy. Jak sam mówi, główną przeszkodą jest pogoda. Piechur przez niemal całą trasę musi zmagać się z silnym wiatrem. - Jesteśmy spaleni słońcem, wiatr wiał w twarz, opóźniał tempo marszu. Strasznie obciążyliśmy stawy i ścięgna Achillesa
Ponadto Markanicz resztę drogi będzie musiał pokonać sam. Z dalszej trasy zrezygnował jego towarzysz. - Wszystko przez kontuzje, odciski na stopach, spuchnięte kostki - tłumaczy Markanicz.
Wyprawa miała pomóc Adopcyjnemu Stowarzyszeniu Rodzin Katolickich w Szczecinie. Każdy metr marszu wystawili na aukcji w Internecie. Można go kupić na stronie internetowej metrpopiaskuza.blogspot.com. Markanicz chce zakończyć marsz w nocy z czwartku na piątek.
Ponadto Markanicz resztę drogi będzie musiał pokonać sam. Z dalszej trasy zrezygnował jego towarzysz. - Wszystko przez kontuzje, odciski na stopach, spuchnięte kostki - tłumaczy Markanicz.
Wyprawa miała pomóc Adopcyjnemu Stowarzyszeniu Rodzin Katolickich w Szczecinie. Każdy metr marszu wystawili na aukcji w Internecie. Można go kupić na stronie internetowej metrpopiaskuza.blogspot.com. Markanicz chce zakończyć marsz w nocy z czwartku na piątek.