Szczecińska Lista Przebojów
Radio SzczecinRadio Szczecin » Szczecińska Lista Przebojów » ARCHIWUM » SZYMON NADAJE
Kalifornijski kwartet istnieje dopiero od ponad roku, ja usłyszałem o nich parę tygodni temu. Odsłuchanie płyty dostarczyło mi pozytywnej energii, ale po tym koncercie zostałem fanem grupy! O rock'n'rollowy feeling dbają koledzy instrumentaliści, natomiast kolega śpiewak skręca już bardziej w stronę rhythm and bluesa. Wyśmienity "czarny" głos, soulowa chrypka - Ty Taylor to największy atut grupy.
Ty Taylor wie jak wywołać ciary na plecach, używając strun głosowych, dodatkowo jest niezłym konferansjerem i bez problemu łapie kontakt ze słuchaczami. Mało mu było tego, że powtarzaliśmy za nim fragmenty tekstów, w pewnym momencie przeszedł przez barierkę i ruszył w tłum, śpiewając jedną z piosenek ze zdziwioną dziewczyną obecną na sali.
Dodajmy od razu, że na sali malutkiej, koncert miał miejsce w piwnicy klubu The Academy. Jak na moje oko - liczba zgromadzonych nie przekraczała stu pięćdziesięciu osób. I ten ścisk, ta duchota dawały kopa, zachęcały by rozruszać ciało, pokręcić biodrami. Na przykład "Nancy Lee" nadaje się do tego wyśmienicie! Natomiast kawałki w wolniejszym tempie doskonale nadają się do wspólnego kołysania dla zakochanych par. Po prostu bujają na maksa te piosenki! Wokalista, oprócz tego, że operuje głosem niczym młody James Brown, wykonuje czasami ruchy, które przypominają mi Cedrica Bixler-Zavalę z The Mars Volta. Domyślam się, ze mała scena nie pozwalała mu porządnie poszaleć... ;) Podobało mi się jak dużo z siebie dają, pomimo faktu, że grają przecież przed niewielką publicznością (zdarzało im się już grywać przed większą, supportowali przecież Bon Jovi). Podobało mi się też jak naturalnie i bez nadętego moralizatorstwa Taylor zapowiadał kolejne piosenki: "Rozmawiajcie ze soba, jak macie problem powiedzcie o nim dziewczynie/chłopakowi lub przyjacielowi, nie duście tego wewnątrz, nie zamykajcie się w sobie, to Was zniszczy, zamkniecie się w domu i zaczniecie unikać świata, musicie rozmawiać!" Zabrzmiało to jak kumplowska rada, sto razy bardziej szczerze, niż np. "zbawca świata" Bono klękający na gigantycznej scenie przed tysiącami ludzi i modlący się za głodujących w Afryce ;)
Na bis nie musieliśmy długo czekać, muzycy dla zwykłej formalności zeszli ze sceny (przeciskając się obok ludzi w pierwszych rzędach, nie było tylnego zaplecza) by już za niecałą minutę wrócić na nią ponownie. Dwa utwory dobrze definiujące ich styl muzyczny zakończyły występ. Najpierw szybki, czadowy "Blues Hand Me Down" (otwiera album "The Bomb Shelter Sessions"), a na sam koniec "Run Outta You" (zamyka ten sam, debiutancki album) - długie bluesisko z rozimprowizowaną solówką gitarową Nalle Colta i popisem wokalnym Taylora. Świetny, żywiołowy występ! Po zejściu ze sceny muzycy popędzili w rejony sklepiku z koszulkami Vintage Trouble i tam rozdawali autografy. Ty Taylor nawoływał wychodzących ludzi, żeby poczekali przed wejściem, mając nadzieję na wspólne afterparty :) Ja, niestety, musiałem zmykać. Nie chciałem spóźnić się do pracy. Ten zespół zasługuje na zdecydowanie szersze grono fanów, choć obawiam się, że w obecnym zalewie gwiazd i gwiazdeczek mogą zginąć gdzieś w tłumie. Przynajmniej Wy, Drodzy Słuchacze, nie przegapcie tego zjawiska! A jeśli spodoba Wam się album, to pamiętajcie, że na żywo są jeszcze lepsi niż w studiu. Czesław Niemen, gdyby żył, byłby ich fanem!