Szczecińska Lista Przebojów
Radio SzczecinRadio Szczecin » Szczecińska Lista Przebojów » ARCHIWUM » SZYMON NADAJE
NENEH CHERRY
The Twisted Pepper, Dublin
28 lutego 2014


"To the fickle let it drop
We have the power to sustain,
Like the motor needs the food
To bring more power to our brain,
Now we bought it back
So let me make it clean
Since our mother's gone, it always
Seems to rain..."

...od takich słów Neneh Cherry otwiera swój nowy album "Blank Project". "Across The Water" to niemalże utwór a capella. Wyraźnemu, wysuniętemu na pierwszy plan głosowi towarzyszy jednostajny, surowy rytm werbla taktowego. Mądre słowa, które nadają ton dla reszty płyty, nagranej po 18-tu latach przerwy od ostatniej, wydanej jeszcze w latach 90tych i zatytułowanej "Man". Co przez ten czas robiła ta artystka? Cofnijmy się w czasie jeszcze dalej - do samego dzieciństwa i zobaczmy jak rozwijała się jej kariera.
Oryginalną urodę zawdzięcza matce Szwedce i ojcu Afrykaninowi, ale to nie on, oprócz matki, odegrał w jej życiu ważną rolę, tylko ojczym - amerykański trębacz jazzowy Don Cherry. Na tyle ważną, że przyjęła po nim nazwisko. Z racji zawodu ojczyma jako mała dziewczynka bywała w domu takich tuzów jazzowych jak John Coltrane i Roy Ayers. Dziś z uśmiechem wspomina historię jak ten drugi zabrał kiedyś ją i jej rodzeństwo na przejażdżkę samochodem. Był to ogromny Cadillac (rodzina Cherrych nie należała do zamożnych). Dzieciaki po wskoczeniu na tylne siedzenie od razu zaczęły bawić się sterowanymi elektrycznie szybami. "Czułam się jak w samochodzie Batmana" wspomina Neneh ze śmiechem. Twierdzi też, że to dzięki ojczymowi została muzykiem, a przełomowym momentem była trasa koncertowa w roku 1979 po klubach Nowego Jorku z grupą The Slits, na którą zaproszony został właśnie Don Cherry, który zgodził się zabrać ze sobą 15-letnią wówczas Neneh. "Dzięki Bogu zabrali mnie wtedy ze sobą..." wykrzykuje z radością w jednym z ostatnich wywiadów z tego roku. I kontynuuje: "...gdyby tego nie zrobili, prawdopodobnie nie siedziałabym tu teraz".

Nowojorski jazz, narodziny punk rocka i mieszkanie dzielone z muzykami Talking Heads, pierwsze kroki w grupie Rip Rig & Panic, powstałej na gruzach The Pop Group, fuzja funku, soulu, free jazzu. Wszystko to nabierało temperatury w organizmie młodziutkiej dziewczyny, niczym w szybkowarze, który, prędzej czy później, musiał wykipieć. Potrzebowała kogoś, kto ośmieliłby ją do rozpoczęcia komponowania własnej muzyki. Tą osobą okazał się Cameron McVey, przyszły mąż i partner muzyczny, którego poznała w 1985 roku. Efektem tego spotkania była debiutancka płyta solowa "Raw Like Sushi" z 1989 roku, która, ku przerażeniu samej artystki, zyskała gigantyczną popularność (dwie statuetki Grammy, 'best new artist' po aferze z Milli Vanilli, ostatecznie należała się jej). Choć megahit "Buffalo Stance" przypominał po troszkę dokonania grup typu Ice Mc czy Technotronic (o ile ktoś takie jeszcze dziś pamięta), ona nie czuła się częścią żadnego nurtu. Dziś wspomina: "Czułam się jak kretynka na scenie obok Soul II Soul, wiedząc, że już wepchnęli mnie w jakąś szufladkę, a moją twórczość połyka muzyka pop, musiałam coś z tym zrobić".

Po wielkim sukcesie debiutu utworzyła z mężem firmę Cherry Bear i wyciągnęła rękę do raczkującej formacji Massive Attack, wspomagając ich finansowo. Przez nich poznała Geoffa Barrowa, oraz Tricky'ego. Ze wszystkimi współpracowała w przyszłości. Można ją śmiało nazywać matką chrzestną trip-hopu, choć ona nigdy nie wybiła się na popularności tego nurtu. Wpływ tego gatunku (który chyba nawet nie miał wtedy jeszcze swojej nazwy, a którego prekursorką była, jak słusznie kiedyś stwierdził Lech Janerka, nasza Ewa Demarczyk) słychać na jej drugim albumie "Homebrew" z 1992 roku. Utwór "Piece In Mind" mógłby śmiało znaleźć się na "Blue Lines" Massive Attack, natomiast skomponowany przez Barrowa "Sometimes" bez problemu mógłby uświetnić stronę B któregoś z przyszłych niesamowitych singli grupy Portishead. Gdyby oczywiście zaśpiewała go Beth Gibbons... Tak czy siak, płyta "Homebrew", choć całkiem niezła, przeszła bez echa. Następne lata popularności Cherry wyznaczył kolejny niespodziewany przebój, czyli zaśpiewany z senegalskim wokalistą Youssou N'dourem "7 Seconds". Czy jest ktoś, kto nie zna tej piosenki? ;) Wielki europejski hicior, we Francji aż 17 tygodni spędził na pierwszym miejscu. Na trzeci album artystki trzeba było poczekać aż do 1996 roku. Płyta "Man" to przede wszystkim niesamowity singel promujący album i być może najważniejszy utwór w jej karierze. "Woman" stanowiła jakby artystyczne credo tej, jakby nie patrzeć, niezależnej artystki. I jeden z najważniejszych kobiecych tekstów piosenek w muzyce popularnej, pod którym pewnie większość osób płci żeńskiej śmiało może się podpisać:

"...Aby ocalić moje dziecko mogłabym głodować,
Moja krew płynie w każdym człowieku,
Na tej bezbożnej ziemi, na którą mnie zesłano(...)
Rodziłam i wychowywałam,
Sprzątałam i karmiłam,
Przez moją wiedzę o leczeniu nazywali mnie czarownicą,
Wypłakałam tak wiele łez
Nawet ślepiec by to zauważył,
Umierałam tak wiele razy
I po prostu wracałam do życia..."

Przejmującymi słowami i świetnym teledyskiem dosadnie odpowiedziała na utwór sprzed trzydziestu lat pod tytułem "It's a Man's Man's Man's World". Muzycznie kapitalnie sparafrazowała tamtą kompozycję i bezlitośnie uświadomiła legendę muzyki soul Jamesa Browna, że świat jednak nie kręci się jedynie wokół mężczyzn:

"To jest świat kobiety,
To jest mój świat(...),
Nie ma kobiety na tym świecie,
Ani kobiety ani dziewczynki,
Która nie mogłaby wnieść miłości
W świat mężczyzn..."

Pozostałe single z albumu, włącznie ze świetnym "Kootchi" przeszły bez echa, a Neneh Cherry zniknęła z list przebojów. Nie wróciła na nie do dnia dzisiejszego. Nazwisko Cherry nie zniknęło jednak do końca z kręgu muzyki pop, bo przez kolejnych kilka lat swoje pięć minut na listach miało jej rodzeństwo, czyli Eagle-Eye Cherry i Titiyo. Zaś sama Neneh gościnnie zaśpiewała jeszcze u Petera Gabriela i Gorillaz. Po rodzinnym projekcie CirKus z 2006 roku i romansie z jazzową grupą The Cherry Thing w roku 2011, przyszedł czas na czwartą płytę solową. Płyta "Blank Project" stworzona z londyńskim duetem RocketNumberNine to świetna mieszanka elektroniki z dojrzałymi tekstami Cherry. Wiele z nich naznaczonych jest bolesnym okresem po 2009 roku, czyli po śmierci matki. I choć zawiera bardzo dobre piosenki to przebojów z niej nie będzie. Lata 90te dawno się skończyły, dziś pływamy w wielkim śmietnisku o nazwie internet, a rola telewizji muzycznych kreujących muzyczne gusta przeszła do historii. Ale czy sama Neneh Cherry się tym przejmuje? Nie sądzę... Dowodem na to niech będzie fakt, że na obecne koncerty nie wabi słuchaczy odgrzewaniem starych kotletów. Prezentuje jedynie utwory z nowego albumu, te, które mają w tym momencie dla niej największą wartość. Tak właśnie było w dublińskim klubie Twisted Pepper dnia 28 lutego 2014 roku.
Na początek "Across The Water" - melodeklamacja z głęboko (o wiele głośniej niż na płycie) rezonującymi uderzeniami w werbel. Na niewielkiej scenie, oprócz Cherry tylko bracia Page aka RocketNumberNine obsługujący perkusję i masę instrumentów klawiszowych, z których wydobywano wszystkie inne dźwięki. Po spokojnym początku nastąpiło "mocne uderzenie", czyli utwór tytułowy z nowej płyty. Żywiołowymi ruchami wokalistka zaraziła publiczność, która od razu odetchnęła z ulgą. Nie będzie smutów starszej pani z gitarą akustyczną, którą wzięło na wspominanie przeszłości. Oto dawna, zadziorna Neneh Cherry trzymająca poziom! Tak było przez cały występ. Skoro mowa o utworze tytułowym wspomnę tylko, że w wersji studyjnej artystka w zabawny sposób puszcza oko do swych fanów. Przez kilka sekund zniekształciła głos, dokładnie w drugiej minucie i czterdziestej czwartej sekundzie. Irytujący (przynajmniej moim zdaniem) zabieg, który niczym choroba zakaźna od kilku lat masowo atakuje produkcje większości popowych wykonawców. Cherry nie straciła poczucia humoru i jednocześnie pokazuje, że obserwuje obecne trendy, które rządzą muzyką popularną. Utwory zagrane na żywo suto podlane elektroniką, czasami lekko psychodelicznymi syntezatorowymi plamami i mocnymi przejściami perkusyjnymi przywoływały mi na myśl koncerty innych wykonawców. Massive Attack? Tricky? W bardziej melodyjnych momentach wczesna Morcheeba? Ale to nie tania zżynka, raczej efekt "czym skorupka za młodu nasiąknie...".
Oprawa dźwiękowa jaką proponują Ben i Tom Page brzmi świeżo, nie super nowocześnie, ale tak, że trudno ją przyłatać do jakiejkolwiek mody. Chyba trudniej o większy komplement dla muzyka, prawda? :) Neneh Cherry wciąż doskonale radzi sobie na scenie, gdy w trakcie wykonywania "Naked" niechcący rozłączyła nogą kabel od syntezatora w żartobliwy sposób wytłumaczyła się: "Wiecie, w przyszłym tygodniu kończę 50 lat", dorzucając po chwili: "And I'm fuckin' grandmother!" :D Żartami zbywała także problemy techniczne z mikrofonem, które, z moich obserwacji, irytowały ją coraz mocniej z minuty na minutę. W podstawowym secie zignorowała całkowicie materiał z poprzednich płyt. Na bis zagrali "Buffalo Stance", ale w tak przearanżowanej wersji, że trudno go nawet postawić obok wersji pierwotnej. Gdzie reszta hiciorów z przeszłości? Tak jak napisałem wyżej - nie było. Nikt nawet nie wywoływał żadnego tytułu w stronę artystki. Grupa najwierniejszych fanów wypełniających szczelnie klub Twisted Pepper nie po to tam przyszła. Wyśmienity występ!
 

Zobacz także

2011-02-25, godz. 14:02 ANNA CALVI The Workman's Club, Dublin, 23.02.2011 Albumy "White Chalk" (2007) oraz najnowszy, jeszcze świeżutki "Let England Shake" nie pozostawiają żadnych złudzeń: PJ Harvey nie jest już krzykliwą, wyzywającą… » więcej 2011-02-11, godz. 12:01 NOUVELLE VAGUE Tripod, Dublin, 21 stycznia 2011 Do trzech razy sztuka! Najpierw była data na październik 2009, ale występ został odwołany. Druga data została wyznaczona na listopad 2010 - koncert też… » więcej 2011-01-06, godz. 01:49 Goran Bregović Sala Kongresowa, Warszawa, 29.12.2010 Magdalena Jastrzębska Piszę jeszcze na świeżo, żeby emocje nie uciekły, choć odczekałam ze 2 godziny, żeby w ogóle móc napisać coś więcej niż:… » więcej 2010-12-21, godz. 22:36 Anathema The Village, Dublin, 18.12.2010 Był sobie kiedyś, w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych, brytyjski zespół metalowy o nazwie Anathema. Grywał koncerty u boku grup takich jak Cathedral… » więcej 2010-12-12, godz. 23:04 Arcade Fire, Vampire Weekend, Devendra Banhart The O2, Dublin, 05.12.2010 Arcade Fire to szczęściarze. Po debiutanckiej płycie "Funeral" (2004) krytycy padli przed nimi na kolana, bardzo szybko zaczęła rosnąć ilość fanów, głównie… » więcej 2010-12-07, godz. 12:24 SZYMON NADAJE Szymon Jastrzębski Janelle MonaeTripod, Dublin, 01.12.2010 Android nr 57821 znana jako Cyndi Mayweather zakochała się po uszy w człowieku o imieniu Anthony Greendown! Rusza… » więcej 2010-11-17, godz. 14:07 Gorillaz, De La Soul, Little Dragon Dublin, The O2, 11.11.2010 Dziwaczny projekt multimedialny o nazwie Gorillaz, który utworzyli Jamie Hewlett i Damon Albarn pod koniec ubiegłego wieku, stał się obecnie (ku zaskoczeniu… » więcej 2010-10-18, godz. 10:05 Porcupine Tree Mandela Hall, Belfast, 12.10.2010 "I Was Born in '67... The Year of 'Sgt. Pepper'"... taką oto deklaracją Steven Wilson rozpoczyna singlowy utwór "Time Flies", który promował… » więcej 2010-09-22, godz. 01:15 Joanna Newsom / Roy Harper Grand Canal Theatre, Dublin, 14.09.2010 Roy Harper to facet, który zajmuje się muzyką od połowy lat sześćdziesiątych. W przeszłości grywał koncerty u boku Jethro Tull, Fleetwood Mac i Pink… » więcej 2010-07-18, godz. 17:00 Tori Amos / Iveagh Gardens, Dublin, 16.07.2010 Przyznaję się od razu, że w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych muzyka Tori Amos dość mocno przeorała moje muzyczne trzewia;) Intensywne odsłuchiwanie… » więcej
23456