Giermasz
Radio SzczecinRadio Szczecin » Giermasz
Star Wars: X-Wing
Star Wars: X-Wing
W momencie premiery ta gra była spełnieniem marzeń fanów filmowej trylogii. Bo kto by nie chciał usiąść za sterami kultowych myśliwców Rebelii w walce ze złowrogim Imperium Galaktycznym? Star Wars: X-Wing to gra która zapoczątkowała serię, a która w chwili debiutu zebrała zarówno świetne oceny, jak i podbiła listy sprzedaży.

Akcja tego kosmicznego symulatora działa się w czasie, gdy Rebelianci zdobyli plany Gwiazdy Śmierci. Jako gracz bierzemy udział w zróżnicowanej serii misji, potyczek i ataków na wojska Imperium. Finał oczywiście pozwalał na zmierzenie się z siłami chroniącymi złowrogą bazę, która miała moc niszczenia całych planet.

Graficznie - jak na 1993 rok - wyglądało to naprawdę dobrze, z widokiem z kabiny myśliwca Rebelii (nie tylko zresztą tytułowego X-Winga). Co ciekawe, pierwotnie ten tytuł wydano na kilku dyskietkach - na nich były także rozszerzenia do gry. A rok później doczekała się wersji zbiorczej CD-ROM Edition. Z ulepszonym silnikiem graficznym, użytym zresztą w wydanym równolegle symulatorze maszyn Imperium czyli Star Wars: TIE Fighter.

Co więcej, w 1998 roku pojawiła się wersja na Windowsa, w zestawie ze wspomnianym TIE Fighter jako X-Wing Collector Series. I tu - uwaga, bo można się pogubić - mieliśmy kolejną zmianę silnika gry, na ten użyty w wydanej w 1997 roku produkcji X-Wing vs. TIE Fighter.

W Star Wars: X-Wing można bawić się i dzisiaj, w cyfrowych sklepach bez problemu znajdziecie tę produkcję za niewielkie pieniądze. A w tej cenie dostaniecie wszystkie trzy wymienione wersje: z 1993, 1994 i 1998 roku.


Duck Hunt
Duck Hunt
To chyba najsłynniejsza gra polegająca na strzelaniu z pistoletu do ekranu. Duck Hunt to produkcja Nintendo, która w 1984 roku ruszyła na podbój konsol NES i automatów arcade.

Sama rozgrywka jest bardzo prosta. Przy pomocy pistoletu świetlnego gracz strzela do wylatujących z krzewów pojedynczych kaczek. Każdy poziom to 10. latających celów. Trudność polega na tym, że czym dalej, tym kaczki latają szybciej i trzeba zestrzelić ich więcej.

Gra posiadałaby nieskończoną liczbę poziomów, gdyby nie błąd na poziomie numer 100, który uniemożliwia dalszą grę. Na szczęście można utrudnić sobie zabawę i wydłużyć rozgrywkę w trybie "Game B", gdzie kaczki wylatują parami.

Jest jeszcze "Game C", gdzie strzela się do latających dysków. Co ciekawe, wielu graczy nie wiedziało, że podłączając standardowego pada do NES-a, drugi gracz mógł kontrolować latające kaczki.

Od 1985 roku Duck Hunt był dołączany do zestawów z konsolą, dzięki czemu sprzedał się w astronomicznej liczbie ponad 28 milionów egzemplarzy na całym świecie.

Railroad Tycoon (1990 r.)
Railroad Tycoon (1990 r.)
"Strategia gry jest prosta: należy zarabiać pieniądze i już. Najpierw zatrzymaj upływ czasu i dokładnie obejrzyj mapę. Wybierz dwa miasta niezbyt od siebie oddalone i - w miarę możliwości - uprzemysłowione i tam załóż swoją pierwszą linię. Przewóz pasażerów i poczty jest zawsze opłacalny..." - radził recenzent magazynu Top Secret na początku lat 90-tych.

Od razu warto też dodać, że w tym tekście opisywany Railroad Tycoon dostał maksymalną ocenę. Gra była wyjątkowa z wielu względów. Za jej powstaniem stoi kultowy w latach 90-tych twórca gier Sid Meier. To według wielu źródeł w ogóle pierwszy "tycoon", czyli rozbudowana gra komputerowa będąca strategią ekonomiczną.

Jako magnaci przemysłowi z XIX wieku rozwijaliśmy sieć połączeń kolejowych. Do wyboru były cztery mapy: dwie Stanów Zjednoczonych, Anglii oraz Europy. Ze startowym milionem na koncie - z czego połowa była kredytem - rozwijaliśmy nasze przedsiębiorstwo. Dwa lata w grze kwitował raport finansowy: "nasza księgowa po dwóch dniach przegryzania się mruknęła "coś w tym jest"" - czytamy we wspomnianym Top Secrecie.

A każdy może się z Railroad Tycoon zmierzyć. Wydawca w 2006 roku udostępnił grę za darmo do ściągnięcia. Choć chyba przyda się instrukcja, bo na dzisiejsze standardy, interfejs użytkownika jest dosyć surowy. Kolejowa gra doczekała się też kilku kontynuacji, oraz - jak wspominaliśmy - była prekursorem całego gatunku.

Sanitarium (1998 r.)
Sanitarium (1998 r.)
Motyw bohatera z amnezją, który musi odkryć stojącą za tym faktem tajemnicę - ten patent eksploatowany był i jest w grach aż do przesady. Ale, z drugiej strony, skoro przez tyle lat udało się z tego wykreować sporo ciekawych historii, to dlaczego nie próbować po raz kolejny? Na potwierdzenie tego przypominamy grę przygodową Sanitarium z 1998 roku.

Krótki filmik na początek: mężczyzna dzwoni do kogoś, podekscytowanym głosem mówi, że rozwiązał zagadkę, w nocy wsiada do samochodu. Auto jedzie coraz szybciej, przebija barierkę, spada w przepaść... dlaczego tak się stało, jaka tajemnica się z tym kryje? Oczywiście, odgadliście, to będzie zadanie gracza.

A że we wszystkich recenzjach dziennikarze podkreślali, że zdradzanie czegokolwiek z tej historii to niemalże zbrodnia - to odnotujmy tylko, że po wspomnianej scence, nasz bohater budzi się z - a jakże - amnezją, w jakimś bardzo podejrzanie wyglądającym szpitalu psychiatrycznym.

Rozgrywkę oglądaliśmy w rzucie izometrycznym, zagadki jak na standardy gier point'n'click były naprawdę proste. Sanitarium w dniu premiery zebrało naprawdę dobre recenzje, choć w części opinii podnoszono nierówne tempo tej opowieści. Które miało, po piorunującym początku, nieco spadać z biegiem rozgrywki. Ale powszechnie chwalono bardzo ponurą atmosferę.

Sanitarium nie zapisało się jednak "złotymi zgłoskami" w historii branży. Niestety dla gry, gatunek przeżywał potężny spadek popularności. Możecie jednak nadrobić tę zaległość, bo Sanitarium - przystosowane do odpalenia na współczesnych komputerach - jest do kupienia w jednym z cyfrowych sklepów.

Warcraft: Orcs and Humans (1994 r.)
Warcraft: Orcs and Humans (1994 r.)
Seria gier, książek, komiksów, planszówek, film kinowy... tak w 2023 roku prezentuje się zbiorczo wykreowane przez Blizzard Entertainment uniwersum Warcraft. Śmiało można powiedzieć, że ta komputerowa marka przebiła się do kultury masowej, chociażby za sprawą słynnej sieciowej gry World of Warcraft. Wydana w 2004 roku produkcja, choć szczyt popularności ma (chyba) za sobą, to wciąż fascynuje i bawi miliony graczy.

Ale zaczęło się to wszystko 10 lat przed wydaniem wspomnianego WoW-a. W 1994 roku na rynku zadebiutowała produkcja zatytułowana Warcraft: Orcs and Humans. Jak sama nazwa wskazuje, gracze mieli do dyspozycji czy to siły ludzi, walczących z zieloną hordą - bądź armie orków, próbujących zawładnąć światem Azeroth.

Gatunkowo to RTS czyli strategia czasu rzeczywistego. Z jednej strony gracz rozbudowywał swoje zaplecze (choć scenariusze nie zawsze wymagały budowy własnej bazy), gromadząc różne surowce - aby ekwipować armie mogące zagrozić przeciwnikowi. Zarządzaliśmy naszymi robotnikami i wojownikami, wydawaliśmy im rozkazy, co mają robić. Każda z ras miała w sumie 12 scenariuszy do przejścia.

W tamtym czasie była to gra nowatorska, bo gatunek RTS dopiero raczkował. Według popularnych opracowań, jako pierwszą produkcję korzystającą z takiej mechaniki - gdy nie było tur, a gracze planowali wszystko "w locie" - wymienia się wydane w 1992 roku Dune II. I po dwóch latach, jako raptem drugi RTS w historii branży, debiutowało opisywane Warcraft: Orcs and Humans. A reszta jest historią...


Montezuma’s Revenge
Montezuma’s Revenge
W 1984 roku nadeszła "Zemsta Montezumy", jak w Polsce grę Roberta Jaegera opisywali lata później piraci handlujący nielegalnymi grami. Popularne wtedy Montezuma’s Revenge jest zręcznościówką o poszukiwaniu skarbów, która trafiła na całą gamę 8-bitowców i konsol.

Gracz wciela się w bohatera zwanego Panama Joe i rusza na podbój podziemnego labiryntu w świątyni Azteków z XVI wieku, która należała do cesarza Montezumy II. Zabawa polega na zbieraniu kluczy do zablokowanych przejść, unikania lub zabijania groźnych węży, pająków i czaszek oraz oczywiście na odnajdywaniu skarbów.

W "Zemście Montezumy" trzeba dojść do najniższej położonego w kompleksie skarbca, a po drodze bohater musi pokonać kilka poziomów trudności. Czym dalej, tym trudniej, bo jak to kiedyś było, gra nie wybaczała błędów.

Ciekawa jest historia powstania Montezuma’s Revenge. Pierwotnie auto przygotował grę, która zajmowała 35 kB pamięci Atari. Jednak wydawca postawił warunek, by tytuł działał na konsoli Atari 5200 oraz komputerach Atari 400 i 600XL. To wiązało się z cięciami, by finalnie produkcja zajmowała 16 kB pamięci. Okrojona wersja została wydana, ze zubożoną grafiką i bez spotkania finałowego ducha władcy Montezumy. Nieoficjalnie do graczy trafiła także niedokończona 35-kilobajtowa wersja oryginalnej gry. Zawierała m.in. niemożliwą do przejścia sceną z duchem Montezumy.

"Zemsta Montezumy" wyszła na wiele popularnych w latach 80. platform. Co ciekawe, w roku 2020 wyszedł na PC oficjalny reboot gry, stworzony przez oryginalnego twórcę, który w lutym 2023 trafi także na Switcha.

Turrican
Turrican
Turrican to jedna z tych gier, które przesuwały granice możliwości sprzętu. Wydana na Commodore 64 widziana z boku strzelanina w 1990 roku zachwycała oprawą graficzną a wielu graczy nie wierzyło, że taki efekt można osiągnąć na 8-bitowcu.

Narodziny serii to de facto rok 1989, kiedy to Manfred Trenz zaprezentował demo zawierające jeden z poziomów. Wysokie osiągnięcia techniczne gry, olbrzymi świat, inspiracje czerpane m.in. z Metroida, brak liniowości i olbrzymia grywalność - to była prosta droga do sukcesu.

W grze wcielamy się w genetycznie stworzonego wojownika Turricana, którego zadaniem jest odzyskanie i rekultywacja planety Alterra. Jest to stworzona przez ludzi samowystarczalna kolonia, nad którą władzę przejęła zbuntowana sztuczna inteligencja. W skrócie: wybić wszystko.

Pięć ogromnych poziomów, swobodna eksploracja, szukanie sekretów, różnorodne bronie, walki z bossami czy możliwość zamiany w kolczastą kulę ala Metroid. Turrican jest platformówką, dużo tu strzelania, ale jest jedno zasadnicze ograniczenie - upływający czas. Nie dotrzesz do wyjścia, tracisz życie.

Produkcja została przyjęta bardzo entuzjastycznie, co pozwoliło wydać ją na kolejne platformy - zarówno te mocniejsze jak Amiga czy Atari ST, jak i słabsze ZX Spectrum i Game Boy. Dzięki popularności pojawiały się kolejne części serii, w sumie sześć, a ostatnią jest Super Turrican 2 z 1995 roku.
Driver (1999 r.)
Driver (1999 r.)
Era lat 70-tych w USA kojarzy się między innymi z disco, szaloną modą, wielkimi samochodami, wojną w Wietnamie i filmami sensacyjnymi z gangami w roli głównej (no nie tylko, ale sporo takich produkcji w tamtych czasach powstało). Charakterystyczne auta i historia rodem ze srebrnego ekranu, o misji policyjnego tajniaka pracującego dla "chłopaków z ferajny" - oto wydana w 1999 roku gra Driver.

Aby John Tanner mógł przeniknąć w strukturę mafii, musiał się najpierw wykazać jako ponadprzeciętny kierowca, realizujący najbardziej niebezpieczne zlecenia. Oczywiście, co za tym idzie, umiejętność ucieczki przed radiowozami, szalona jazda pod prąd i w ślizgu - to była podstawa tej zabawy. Gracze dostali - jak na tamte czasy - świetnie odwzorowane cztery amerykańskie miasta.

Sekwencje z jazdą po ulicach Miami, San Francisco, Los Angeles i Nowego Jorku przeplatały się z filmikami przerywnikowymi, które dawały wrażenie uczestniczenia w sensacyjnej historii. Dzisiaj to może nic nadzwyczajnego, ale dziennikarz New S Service w recenzji już na wstępie podkreślał, że Driver "przyciąga swoją świeżością, dziewictwem, poraża genialnymi pomysłami"...

Powszechnie chwalony był model jazdy, bo chociaż grało sie na padzie, wydawał się ówczesnym graczom czymś więcej, niż tylko zręcznościówką. Choć nawet twórcy przyznawali po latach, że niektóre wyzwania były dosyć trudne. Ostatecznie fani pokochali Drivera, zwłaszcza na pierwszym PlayStation. Powstały kolejne odsłony serii, różnie oceniane - ostatnia w 2011 roku. Driver: San Francisco był przez fanów chwalony.

GoldenEye 007
GoldenEye 007
Na przełomie lat 80. i 90. XX wieku dzielny James Bond podjął próbę powstrzymania grupy przestępców przed użyciem uzbrojonego satelity. Wtedy też narodziła się legenda, gra GoldenEye 007 z konsoli Nintendo 64, która stworzyło studio Rare.

Jest to podzielona na misje strzelanka z perspektywy pierwszej osoby, która rzuca agenta MI6 do różnorodnych lokacji. Jako, że mamy do czynienia z najsłynniejszym agentem, dużo tu strzelania. Są pistolety, karabiny maszynowe, snajperka, ale też np. noże do rzucania. W razie potrzeby, James dzierży w dłoniach dwie mniejsze bronie i przeciwnicy pozostają bez szans.

Jednak GoldenEye 007 to nie tylko strzelanie, ale też możliwość skradania się, przenikania na tyłach wroga lub likwidowania go po cichu. Agent ma oczywiście także kilka gadżetów, przydatnych w konkretnych sytuacjach. Nie ma za to klasycznego paska zdrowia, który zastąpiono pancerzem.

Kampania dla pojedynczego gracza to trzon zabawy, ale jest jeszcze speedrun, czyli przechodzenie gry na czas oraz bonusowe poziomy, odblokowywane po ukończeniu tytułu na najwyższym poziomie trudności. No i multiplayer, który do dziś wspominają starsi gracze. Podzielony ekran i kilka trybów zabawy, esencja.

GoldenEye 007 zostało wydane krótko przed premierą kolejnej kinowej części przygód Bonda - "Jutro nie umiera nigdy". Mimo niskich oczekiwań branży, gra rozeszła się w 8 milionach kopii, stając się wtedy trzecią najlepiej sprzedającą się grą na Nintendo 64. Rok później otrzymała m.in. prestiżową nagrodę BAFTA.

W 2010 roku gracze otrzymali remake na Nintendo DS-a i Wii, a w kolejnym na PlayStation 3 i Xboksa 360. Na końcówkę 2022 r. zaplanowano następne wydanie na Switcha i Xboksa One. Będzie ono zawierało niewielkie poprawki, w tym przystosowanie do wyższych rozdzielczości i panoramicznych wyświetlaczy.

Farenheit [2005 r.]
Farenheit [2005 r.]
Wizja tajemniczej postaci w mroku, pośród świec, nagły ból głowy i utrata świadomości - a gdy nasz bohater ją odsyskuje, z przerażeniem rozgląda się po obskurnej toalecie jakiegoś baru. Właśnie zabił przypadkowego człowieka, zakrwawiony nóż cały czas trzyma w ręce. Za chwilę do toalety wejdzie gliniarz, który kończył posiłek przy kontuarze. Trzeba stąd szybko uciekać!

Tak zaczyna się wydana w 2005 roku gra Fahrenheit. W pokrytym śniegiem Nowym Jorku z niewiadomych przyczyn giną ludzie, właśnie w taki dziwny, irracjonalny sposób. I, oczywiście już się domyślacie, to tym, którzy zagrają w Fahrenheit przyjdzie rozwiązać tę mroczną tajemnicę. A przyjdzie się nam też wcielić w kilka postaci, nie tylko przypadkowego zabójcy, ale i detektywów prowadzących śledztwo czy innych osób.

Formalnie to gra przygodowa z mechaniką "wskaż i kliknij". Czyli szukaliśmy przedmiotów w lokacjach, żeby ich użyć w odpowiedni sposób czy w odpowiednim miejscu. Często rozmawialiśmy z napotykanymi postaciami. Plus elementy zręcznościowe. Ale Fahrenheit miało coś, czego inne gry gatunku nie miały - miało filmowość. Akcję widzieliśmy na przykład na podzielonym ekranie: wracając do wspomnianego wstępu - gdy na jednej części śledziliśmy naszą ucieczkę z miejsca zbrodni, a na drugim ekranie policjant znajdował ciało...

Zresztą, ową filmowość twórca tej gry kilka lat później wyniósł na nowy poziom w wielce chwalonym Heavy Rain. To David Cage i jego studio Quantic Dream, właśnie Farenheitem stawiające duży krok w ewolucji gatunku przygodówek. Czy Farenheit broni się po 17 latach od wydania? Możecie sprawdzić sami, bo w 2015 roku doczekał się remastera z dopiskiem Indigo Prophecy.

1234567