Już nie billboardy, ulotki, wielkie debaty, a internet wygrywa wybory - to zdanie podziela coraz więcej ekspertów. W sieci jednak powiedzieć można wszystko i każde kłamstwo, czy półprawda staje się faktem. Stąd coraz chętniej politycy angażują się w internetowe kampanie, na które przekazywane są partyjne i prywatne pieniądze. Wielu specjalistów wskazuje, że ośmieszająca kampania przyczyniła się do porażki w wyborach prezydenckich w 2015 roku Bronisława Komorowskiego. W tym samym roku z kolei ówczesna premier Ewa Kopacz z PO przyznała, że partia zatrudniła 50 internetowych hejterów, jednocześnie politycy Platformy mówili o milionach pompowanych przez PiS w zatrudnienie kilkuset internetowych trolli. Na portalach społecznościowych można znaleźć fanpage zwolenników każdego z ugrupowań, które mają jeden cel - zwalczać przeciwnika za wszelką cenę. W ostatnim czasie najgłośniej jest natomiast o profilu "Sokzburaka", który zdaniem dziennikarzy tygodnika "Sieci", jest finansowany przez obecną opozycję. Czy w dzisiejszych czasach nie da się już wygrać wyborów bez hejtu w internecie? Czy wyborca ma jeszcze szanse na merytoryczną, przedwyborczą kampanię?