Narkomania w PRL. Czy był to problem salonów, artystycznej bohemy, a może w szpony nałogu popychały szarość i bieda? Jak można się było uzależnić, i gdzie zaopatrywali się narkomani mieszkający po tej stronie "Żelaznej kurtyny"? Do czego doprowadziła pomysłowość dwóch gdańskich studentów i czym był "bajzel" na placu Grunwaldzkim w Szczecinie?
Tym razem sprawdzimy, czy ściany trzymają piony, podłogi poziomy, czy drzwi dobrze siedzą w ościeżnicach, a okna domykają. Budownictwo PRL-u. Jak w krótkim czasie zapewnić Polakom setki tysięcy mieszkań, jak zaprojektować osiedla, które byłyby jednocześnie wygodne i funkcjonalne. Czy ta sztuka budowniczym Polski Ludowej się udała? Z drugiej strony – jeśli czasu na budowanie nie ma zbyt wiele, bo terminy gonią, a materiały budowlane są marnej jakości - to ile taki blok, dajmy na to jedenastopiętrowy może wytrzymać? W latach 90 blokowiska zaczęły podupadać i szarzeć - ale wciąż pod kątem organizacji przestrzeni wyprzedzają nowoczesne osiedla o dwie długości. Przestrzeń, zieleń i położenie: obywatel musi bez problemu dojechać do pracy, musi mieć gdzie zostawić w tym czasie dziecko, musi mieć gdzie zrobić zakupy, i opłacić rachunki. Znajdźcie dziś dewelopera, który wam to zapewni.
Dziś spróbujemy odpowiedzieć na pytanie: jak utrzymać w ryzach 700 tysięcy osób w chwili, kiedy do Szczecina przyjeżdża postrach komunistycznej władzy, a więc papież Jan Paweł II. Ojciec Święty pielgrzymował do Polski Ludowej trzykrotnie i za każdym razem taka podróż była dla rządu PRL potężnym wyzwaniem, bo oto w mrocznych czasach pojawiał się promień nadziei na zmianę. Przylatywał papież-Polak: nie tylko głowa obcego państwa, ale przede wszystkim głowa Kościoła, z którym komuniści zaciekle walczyli. Co więcej - to człowiek, który na własnej skórze, jeszcze przed swoim pontyfikatem doświadczał trudów życia w socjalistycznym kraju. Jego wpływ na polskie społeczeństwo był tak duży, i tak niewygodny dla władzy, że ta szukała każdej możliwości jego zdyskredytowania. Na życie Jana Pawła II czyhała nie tylko Warszawa, ale przede wszystkim Moskwa. Właśnie ten człowiek odwiedził w czerwcu 1987 roku Szczecin. Jak wyglądało planowanie tej wizyty, dlaczego ojciec święty wybrał Pomorze Zachodnie i co ta wizyta zmieniła?
Wyjątkowo trudno oszacować jak głęboko cofniemy się dziś w przeszłość. Przypomnimy sobie bowiem czasy dzieciństwa, i w zależności od waszego peselu będzie to początek, środek, bądź schyłek okresu Polski Ludowej. Za pasem dzień dziecka, więc to znakomita okazja, żeby przypomnieć sobie co dawało nam radość: czy byli to "Jacek i Agatka”, czy importowany z NRD "Piaskowy dziadek”. Będą ulubione zabawki, przesiadywanie na trzepaku, gra w kapsle i oranżada. Będzie też na poważnie, bo czy byliście tego świadomi, czy nie – partia miała co do was ambitne plany: zachęcała do wstępowania do różnych organizacji, do udziału w marszach, albo zawodach sportowych państw związkowych. Ostatecznie to przecież dzieci witały na lotniskach i dworcach partyjnych dygnitarzy z krajów demokracji ludowej – Kim Ir Sena, Breżniewa, czy Ceausescu. Dzieci były symbolem, łatwo było chłonne umysły nasycić propagandą i stworzyć nowego, socjalistycznego człowieka.
Wracamy do miejsca, o którym mówiliśmy już dwukrotnie: kiedy rozmawialiśmy o nocnym życiu w Szczecinie, a potem kiedy przypominaliśmy postać Jerzego Kalibabki, czyli "Tulipana”. W Kaskadzie owe życie nocne się koncentrowało, wokół niej krążyły szczecińskie prostytutki i ich alfonsi, i to właśnie jednym z nich próbował zostać Kalibabka, zanim koledzy po fachu wyjaśnili mu ręcznie, że nim nie będzie. Historia Kaskady kończy się 27 kwietnia 1981 roku. Rano w sali Kapitańskiej wybucha pożar, który błyskawicznie obejmuje cztery piętra budynku. Gaszenie zajmuje strażakom 10 godzin, temperatura była tak wysoka, że stopiły się okoliczne znaki drogowe, spłonęły zaparkowane przy Kaskadzie samochody, i istniało realne zagrożenie, że ogień zajmie sąsiednie budynki. Ostatecznie w pożarze ginie 14 osób, choć ofiar mogłoby być o wiele więcej - gdyby pracownicy nie spóźnili się na poranną zmianę. Pojawia się kilka teorii na temat przyczyn pożaru: jedną z nich było celowe podpalenie. Co jednak ostatecznie wykazało śledztwo?
Tym razem zabieram was w podróż do miejsca, które dziś kojarzy się jednoznacznie dobrze: do Grecji. Jednak Grecji podzielonej pomiędzy dwie skrajności - prawicową i lewicową, Grecji, w której tuż po II wojnie światowej wybucha wojna domowa. To wszystko dzieje się w chwili, w której dwa ogromne mocarstwa dzielą pomiędzy siebie strefy wpływów na całym świecie. Grecja pod koniec lat 40 również wpadła w tryby geopolityki, i z jednej strony konflikt wewnętrzny podsycały Stany Zjednoczone i Wielka Brytania, z drugiej - Związek Sowiecki i jego kraje satelickie. Ostatecznie Grecka Wojna Domowa pochłonęła życie - według różnych szacunków - od 50 tysięcy do nawet 150 tysięcy osób, trzydzieści tysięcy dzieci musiało uciekać z kraju, przede wszystkim do Polski. I tak się zaczyna nasza dzisiejsza opowieść. Dlaczego Polska Ludowa otworzyła swoje granice, dla kogo je otworzyła i jak przebiegał proces asymilacji Greków w Polsce. Dlaczego Dziwnów, i dlaczego Police?
W rocznicę podpisania przez Niemcy aktu bezwarunkowej kapitulacji - przybliżymy Wam wydarzenia sprzed 77 lat. Ale nie tylko, bo zanim "czerwonoarmiści" zawiesili nad Reichstagiem sowiecką flagę, a Stalin otrąbił historyczne zwycięstwo nad faszyzmem, to zawarł z tymi samymi faszystami przymierze przypieczętowane podpisami Joachima von Ribbentropa i Wiaczesława Mołotowa. Ten fakt był jednak przez sowiecką propagandę sukcesywnie przemilczany i nie przeszkadzał w uroczysty sposób obchodzić co roku "Dnia Zwycięstwa”. Ten fakt, mimo, że dziś już powszechnie znany, nie przeszkadza, bo defilady i parady sprzętu wojskowego przetaczają się przez Plac Czerwony każdego 9-ego maja podsycając rosyjską dumę narodową i utrwalając mit Rosji jako mesjasza narodów. Buta sowieckich – i dalej - rosyjskich kłamstw byłaby może nawet zabawna, gdyby nie fakt, że kryją się za nią miliony ofiar, masowe egzekucje i narodowe tragedie. Odwołanie do wojny z faszyzmem – tym razem wydumanym - było też pretekstem do inwazji Rosjan na Ukrainę 24 lutego. Putin - inkarnacja Stalina?
Dziś przemaszerujemy głównymi ulicami miasta – zgodnie z pierwszomajową tradycją, ale również jej na przekór, bo nie każdy pochód był miły ówczesnej władzy, zwłaszcza w Szczecinie. Komuna miała to do siebie, że lubiła brać na sztandary hasła i pojęcia, których znaczenie kompletnie przeinaczała. Podobnie było ze "Świętem pracy", którego geneza sięga jeszcze XIX wieku i upamiętnia walkę robotników o godne warunki pracy – w tym do odpoczynku. W Polsce tymczasem zgodnie z najgorszymi wzorcami sowieckimi deklarowano niemożliwe do osiągnięcia cele, a na piedestał wynoszono tych, którzy na rzecz pracy poświęcali własne zdrowie i życie. Co się zaś tyczy kontrpochodów: uczestniczenie w nich wiązało się z dużą odwagą, i poważnymi konsekwencjami. Najczęściej brali w nich udział właśnie robotnicy walczący o swoje prawa, za co władza częstowała ich szczodrze przemocą, aresztem i więzieniem.
Tym razem postaramy się odpowiedzieć na kilka pytań dotyczących Szczecina, a więc: czy został on wyzwolony czy zdobyty? Czy żyjemy dziś na terenie ziem "odzyskanych”, czy "pozyskanych”? W poszukiwaniu odpowiedzi na te pytania wybierzemy się w podróż szlakiem kilku szczecińskich ulic: 26 kwietnia, 5 lipca, Wyzwolenia – zajrzymy też na plac Zwycięstwa i plac Żołnierza Polskiego oraz przejedziemy przez Trasę Zamkową imienia Piotra Zaremby. Okazuje się, że nazwy ulic i pomniki nie są doskonałymi nośnikami pamięci, i mogą zakrzywiać rzeczywisty obraz historii. W towarzystwie historyków cofniemy się w czasie do ostatnich miesięcy II wojny światowej i chwili, kiedy armia Pawła Batowa wkraczała do niemieckiego jeszcze wtedy Stettina.
Dziś wybierzemy się na Śląsk: Śląsk w momencie jego największego rozkwitu - budują się huty, powstają fabryki, prężnie działają kopalnie. Na najwyższym szczeblu wojewódzkich struktur PZPR stoi Edward Gierek, który wkrótce ma zostać pierwszym sekretarzem komitetu centralnego partii. Tymczasem kobiety w okolicy Sosnowca boją się wychodzić po zmroku. Boją się, że w ciemnych zaułkach może za nimi czaić się "Wampir”. Morduje kilkanaście kobiet – w tym bratanicę Edwarda Gierka, sprawa staje się głośna na cały kraj, a do ścigania mordercy oddelegowana zostaje bezprecedensowa liczba milicjantów, a potem nawet ubecja. W kręgu podejrzanych o zbrodnie na tle seksualnym znalazło się ponad dwa tysiące mężczyzn. Ostatecznie złapany, osądzony i stracony zostaje Zdzisław Marchwicki. Problem w tym, że prowadzone dochodzenie aż puchło od błędów, proces urągał jakimkolwiek standardom – nawet jak na czasy socjalizmu, a do zbrodni przyznał się kto inny...